Prezesi dowodzą, że dzięki zniesieniu limitu sprowadzania zagranicznych zawodników podniesie się poziom rozgrywek, a kluby zaoszczędzą na kontraktach polskich graczy, bo ci - korzystając z braku konkurencji - dyktują wysokie stawki. Kluby dostały rachunek za zaniedbania Szefowie klubów narzekają na pazerność zawodników, ale powinni się zastanowić, kto przez lata śrubował płace, a przede wszystkim dlaczego jest tak niewielu wartościowych polskich zawodników i kto ponosi za to odpowiedzialność? Kluby płacą teraz cenę za wieloletnie zaniedbania w szkoleniu. Problem polega na tym, że szefów większości klubów nadal interesuje tylko to co tu i teraz. Dlatego nie mają zamiaru czekać na efekty szkolenia u siebie i wybrali drogę na skróty - wprowadzenie ligi open dla obcokrajowców. Tymczasem ten model sprawi, że coraz mniej młodych polskich hokeistów będzie przebijać się do zespołów seniorskich. W postanowieniach regulaminu Polskiej Hokej Ligi na najbliższe cztery sezony zapisano wprawdzie, że każdy klub będzie musiał mieć umowę o współpracy z klubem pierwszej ligi lub Centralnej Ligi Juniorów oraz posiadać w składzie przynajmniej dwóch młodzieżowców (poniżej 23. roku życia). W praktyce niewiele to jednak daje. Kilku najlepszych się przebije, ale pozostali stracą szansę na rozwinięcie swojego potencjału. Dlaczego? Bo o ile w piłce nożnej młody zawodnik może rozwijać się w którymś z klubów pierwszej, drugiej czy trzeciej ligi, jeśli okaże się jeszcze za słaby na Ekstraklasę, o tyle w hokeju mamy tylko kilka zawodowych klubów. Jeśli klub wolał będzie postawić na 30-letniego Czecha, Słowaka czy Fina niż na swojego 18-latka, to w praktyce oznaczać to będzie dla chłopaka kończącego wiek juniora koniec gry w hokeja. Zamiast na trening będzie musiał pójść do pracy. Wzrośnie poziom bo zawodników będzie mniej?! Polskich zawodników będzie więc jeszcze mniej. Nie trzeba tłumaczyć, jak to się odbije na naszej reprezentacji, a przecież to przez pryzmat jej wyników postrzegany jest polski hokej i to jej sukcesy są szansą na zdobycie sponsora. Od lat największym problemem naszego hokeja jest to, że brakuje polskich zawodników, tymczasem szefowie większości klubów i PZHL są zdania, że rozwiązaniem jest zniesienie limitu zatrudniania obcokrajowców. Jaki sygnał wysyłają w ten sposób naszym juniorom? Czy w ten sposób nakłaniają ich rodziców do finansowania pasji dzieci? Czy tak chcą zachęcić samorządy do utrzymywania kosztownych lodowisk? - Ręce nam opadły - przyznał Mariusz Czerkawski, który popiera propozycję Leszka Laszkiewicza ograniczenia liczby zagranicznych graczy w polskich klubach (<a href="http://sport.interia.pl/plh/news-phl-liga-open-dla-obcokrajowcow-leszek-laszkiewicz-mowi-nie,nId,2918102">apel byłego kapitana reprezentacji Polski, a obecnie dyrektora sportowego JKH GKS Jastrzębie znajdziesz tutaj - kliknij</a>). - W tym samym czasie trzeba ogarniać wszystko: poziom sportowy drużyn i szkolenie młodzieży. Podejrzewam, że teoretycznie wszyscy o tym wiedzą i tego by chcieli, ale w pewnym momencie trzeba sobie powiedzieć: dobra, kładziemy się na stół operacyjny, może zaboleć, będziemy krwawić, przez kilka tygodni nie wyjdziemy ze szpitala, ale kiedyś będziemy zdrowsi. No i teraz jest pytanie: kiedy ten dzień zabiegu nadejdzie? Na razie czekamy - obrazowo tłumaczy Mariusz Czerkawski. Cierpliwość i konsekwencja zamiast drogi na skróty Były gracz klubów NHL (Boston Bruins, Edmonton Oilers, New York Islanders, Montreal Canadiens i Toronto Maple Leafs) podkreśla, że doskonale rozumie trudną sytuację, w jakiej znalazł się Polski Związek Hokeja na Lodzie po latach nieodpowiedzialnych rządów dwóch poprzednich prezesów, ale w związku muszą myśleć o przyszłości dyscypliny, a nie tylko o spłacaniu wierzycieli. - Prezes Minkina szuka pieniędzy jak tylko może, żeby spłacać długi związku. To nie jest łatwa sytuacja. Ostatni prezesi zostawili bałagan, no i teraz wreszcie trzeba jakoś wychodzić z dołka, ale czy wersja ligi open dla obcokrajowców jest rozwiązaniem? Razem z Heniem Gruthem, Leszkiem Laszkiewiczem i wieloma innymi osobami ze środowiska hokejowego uważamy inaczej - podkreślił Mariusz Czerkawski. Podczas gdy władze większości naszych klubów szukają drogi na skróty, nasz olimpijczyk z Albertville przypomina, że trudno liczyć na efekty pracy, jeśli brakuje konsekwencji i cierpliwości. - To prawda, że w naszych klubach nie mają tego komfortu jak na przykład w Toronto Maple Leafs, gdzie zatrudniają dobrego trenera, dają mu siedmioletni kontrakt i wiedzą, że przez cztery lata będzie posucha, ale w piątym roku oczekują efektów. Pewnie, że nie możemy porównywać naszej ligi z NHL, ale u nas niestety są ciągłe zmiany. Tak jakby co sezon były nowe wybory. Brakuje cierpliwości - tłumaczył Mariusz Czerkawski. Najlepsi pójdą tam, gdzie będą kombinować Także inny były nasz znakomity hokeista - Henryk Gruth, który od lat z sukcesami opracowuje koncepcje i nadzoruje szkolenie młodzieży w Szwajcarii, regularnie podkreśla, że tam efekty przyszły dzięki latom konsekwentnej ciężkiej pracy. Tymczasem PZHL wciąż nie potrafi opracować jednolitego planu szkolenia. Jak myśleć o odważnych reformach, skoro hokejowe środowisko jest głęboko podzielone? - Nawet jak zdecydujemy się na reformę i przystaniemy na "kominy" płacowe w klubach, obowiązek gry młodzieżowców, przeznaczenie części budżetu na szkolenie zamiast na obcokrajowców, to muszą się na to zgodzić wszystkie kluby. Nie może być trzech-czterech, którzy się zgodzą, bo ci najlepsi zawodnicy pójdą tam, gdzie inni będą kombinować. Tutaj jest problem! Ostatnio rozmawiałem na ten temat z dyrektorem sportowym GKS-u Tychy Wojciechem Matczakiem, moim dobrym kolegą, i powiedział mi tak: "Mariusz! Możemy się na to umówić tylko, żeby później żaden klub nie oszukiwał na boku" - tłumaczył Mariusz Czerkawski. Tylko wzniesienie się ponad partykularne interesy może zapewnić lepszą przyszłość całej dyscyplinie. I nie chodzi tylko o kluby. Budowanie lepszego jutra polskiego hokeja i silnej reprezentacji nie może odbywać się jedynie ich kosztem. - Jasne, że gdybym patrzył z punktu widzenia zawodnika, to chciałbym zarabiać jak najwięcej. Ale z drugiej strony kiedyś w NHL też zawodnicy chcieli dostać jeszcze więcej i wydawało się im, że wygrają z właścicielami klubów. Skończyło się tak, że cały sezon wszyscy przesiedzieli, bo do rozgrywek w ogóle nie doszło - przypomina Mariusz Czerkawski, nawiązując do lokautu, przez który w sezonie 2004-2005 po raz drugi w historii nie wyłoniono zdobywcy Pucharu Stanleya. Mirosław Ząbkiewicz *Do sprawy będziemy wracać. W poniedziałek 8 kwietnia na konferencję "Polski Hokej prawda i rzeczywistość" dotyczącą kluczowych kwestii dla przyszłości polskiego hokeja zapraszają nasi olimpijczycy (Małopolski Urząd Wojewódzki w Krakowie, ul. Basztowa; godz. 11). W konferencji wziąć mają udział m.in. Henryk Gruth i Mariusz Czerkawski.