Środowo-czwartkowy mecz trwał ponad 125 minut, zamiast 60. Zaczął się o 20.00, skończył - po pierwszej w nocy. W pierwszej dwudziestominutowej dogrywce gospodarze nie wykorzystali rzutu karnego. Gola zdobył dopiero Alex Szczechura w 126. minucie. Broniący tytułu mistrzowskiego tyszanie musieli wygrać, by doprowadzić do siódmego spotkania, którego będą gospodarzami w sobotę. Nowotarżanom zwycięstwo dawało awans do finału, w którym czeka już Comarch Cracovia. - Zespół żyje i sztab szkoleniowy - też. Nie jest najgorzej. Spodziewaliśmy się zaciętego spotkania, ale że tak długo się będziemy ze sobą męczyć, trudno było oczekiwać. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, choć w hokeju jestem od lat - dodał asystent trenera Andrieja Gusowa. Jego zdaniem sobotni mecz może być podobnie długi i wyrównany. - Chyba, że jeden z zespołów "pęknie", a drugi złapie drugi oddech i rozstrzygnie szybko losy rywalizacji. Może też być piłkarski wynik 0-0 - zauważył Majkowski. Hokeiści wrócili do Tychów przed piątą rano w czwartek. Majkowski przyznał, że czas przed ostatnim spotkaniem wypełni tylko regeneracja. - Fizyczna i psychiczna, po to by wygrać. Po takim zwycięstwie w Nowym Targu ciężko już u siebie wypuścić szansę. Na pewno w Cracovii trzymają kciuki, żeby sobotni mecz był równie długi, bo przecież walka finałowa i o trzecie miejsce zaczyna się już we wtorek - powiedział szkoleniowiec. Podkreślił, że wszystkie tercje nocnego meczu przeżył jako jedną całość. - Schodząc z ławki do szatni na kolejne przerwy już nie wiedziałem, który to już raz. Nawet nie było szans na jakiś odpoczynek dla zawodników. Tylko złapanie oddechu i z powrotem na lód. To była walka na wyniszczenie, o wykorzystanie błędu rywala. My to zrobiliśmy - podsumował. Autor: Piotr Girczys