Comarch/Cracovia to najlepszy zespół po sezonie zasadniczym i ciągle urzędujący mistrz Polski. Dla niej obrona tytułu to niemal obowiązek. Wojas/Podhale to ekipa, która mimo gigantycznych kłopotów finansowych (groziło jej nawet wycofanie się z rozgrywek) do play-offu przystąpiła z trzeciego miejsca i już w półfinale zrobiła niespodziankę, eliminując wicemistrza Polski - GKS Tychy. Teraz "Szarotki" chcą zaspokoić wyostrzone apetyty na zdobycie mistrzowskiej korony i dwa razy wygrały w Krakowie (4-3 i 5-4). Trener "Pasów" Rudolf Rohaczek już na pomeczowej konferencji był żądny rewanżu. - Tak jak Podhale wygrało u nas dwa mecze, tak teraz my pojedziemy do Nowego Targu i wygramy dwa razy u nich - jak na siebie mówił niezwykle odważnie. Szkoleniowiec Podhala - Milan Janczuszka nawet nie chciał się głowić, czy teraz jego drużyna jest bliższa zdobycia mistrzostwa Polski. - Wiem jedno - czekają nas dwa bardzo ciężkie mecze u siebie i jedyne, co mnie teraz zajmuje, to jak najlepsze przygotowanie drużyny do tych batalii. Musimy się szybko zregenerować - podkreślał Słowak. Swoich podopiecznych Janczuszka nie będzie musiał mobilizować. Oni mają ciągle w pamięci ubiegłoroczny półfinał z GKS-em Tychy, gdy po wygraniu dwóch pierwszych potyczek Górale polegli w następnych czterech i zamiast walczyć o mistrzostwo musieli się zadowolić konfrontacją ze Stoczniowcem o "brąz". Jest tylko jedna różnica - wówczas Podhalanie wygrali u siebie, by z kretesem polec w Tychach (a także w jednym meczu na nowotarskim lodowisku). By miłośników polskiego hokeja i obserwatorów finałów wszystko nie było takie łatwe do rozgryzienia warto nadmienić, że - dziwnym trafem - "Pasy" w ostatnim czasie lepiej radzą sobie na wyjazdach, niż na własnym lodzie. Wystarczy wspomnieć półfinały z Zagłębiem, gdzie w pierwszym meczu Cracovii u siebie szło jak po grudzie i do zrobienia pierwszego kroku potrzebny był gol w osłabieniu i wygrany konkurs rzutów karnych, tymczasem w sosnowieckim Pałacu Zimowym "Pasy" triumfowały bezproblemowo. Miał rację przed drugim finałem Mariusz Czerkawski, wskazując na strategiczne znaczenie dyspozycji bramkarzy i tego, czy Rafał Radziszewki (Cracovia) "zapomni" o wpadkach z pierwszej konfrontacji. "Radzik" może i zapomniał, lecz w sobotę również popełnił bramkarskie grzechy (przy golu Baranyka, a na pewno przy trafieniu Gaja). Inna rzecz, że Rudi Rohaczek sam sobie zafundował zapalenie bramki. Jak na tak wytrawnego hokejowego doktora powinien reagować profilaktyką (czytaj: wystawienie na drugi mecz od początku Marka Rączki), a nie inwazyjnym leczeniem (czytaj: zdjęcie "Radzika" po czwartym golu, przy którym akurat nie miał nic do powiedzenia - Bakrlik wykorzystał zasłonę obrońcy i wypalił w okno długiego rogu). Comarch/Cracovia jako jedyny zespół w lidze dysponowała dwoma równorzędnymi bramkarzami, a nawet "Rączes" legitymuje się najlepszą skutecznością po sezonie zasadniczym. Wystarczyło powiedzieć po pierwszym meczu: "Rafał, jest tylko dzień przerwy przed drugim finałem, więc odpoczniesz, bo potrzebujemy Twojej wielkiej formy przed wyprawą do Nowego Targu". Na pewno zadziałałoby to lepiej, niż karne zdjęcie Radziszewskiego, bo zrobiło się 4-4. - Dajmy spokój "Radzikowi". Na pewno nie można tak sprawy postawić, że to przez niego przegraliśmy któryś z tych meczów. Ten chłopak wybronił nam już niejeden mecz, zdobył dla nas niejedno mistrzostwo Polski, czy medal mistrzostw Polski, ratował nas w meczach o Puchar Kontynentalny i jeszcze nie raz przyjdzie nam w sukurs - apelował trener Rohaczek. To jak najbardziej prawdziwe argumenty, ale też zabieg mający na celu podnieść na duchu golkipera. W trakcie sezonu zasadniczego, gdy młodzi wychowankowie MMKS-u Podhala siali zamęt na krajowych taflach, dało się słyszeć utyskiwania: - Oni są dobrzy na mecze bez stawki, ale w play-offach nie będą istnieć. Tymczasem młodzi-gniewni rzucili w twarz niedowiarkom głośne: "Nie skreślajcie nas przedwcześnie"! Bartłomiej Gaj strzelił w Krakowie ważnego gola. Szkolony na obrońcę dla potrzeb skonstruowania czwartego ataku na finały (wobec kontuzji Dariusza Gruszki i Bartłomieja Neupauera) musiał się wcielić w rolę napastnika. Damian Kapica jeszcze dwa lata temu błyszczał w mistrzostwach Polski młodzików - od seniorów dzieliły go aż dwie kategorie wiekowe: juniorzy młodsi i juniorzy! Dzisiaj jest pełnowartościowym napastnikiem pierwszej "piątki"! Strzela, asystuje, a "osiemnastkę" będzie świętował dopiero w lipcu. Górale mają liderów - Krzysztofa Zborowskiego, Marcina Kolusza, Milana Baranyka, Krzysztofa Zapałę, czy bohatera sobotniej potyczki - Frantiszka Bakrlika, ale to również dzięki młodym talentom po dwóch meczach mają znacznie bliżej do mistrzostwa Polski, niż te 15 pkt, jakie tracili do Cracovii po sezonie zasadniczym. Pewne jest również to, że liderzy "Pasów": Leszek Laszkiewicz, Mikołaj Łopuski, czy Marian Csorich nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Dlatego mecze wtorkowy i środowy w Nowym Targu mogą być jeszcze ciekawsze! Na koniec apel trenerów obu ekip do PZHL-u i szybką interwencję w sprawie sędziów. Milan Janczuszka: - Nie chcę obrazić tych panów, co sędziowali drugi mecz (Zbigniew Wolas i Grzegorz Porzycki - przyp. red.), ale gdyby taksówkarze umówili się pójść pograć w hokeja, to ci panowie nadawaliby się idealnie do tego, aby im posędziować. Rudolf Rohaczek: - Wydział Gier mógłby obsadzać na finały innych sędziów, bo takie sędziowanie jest najzwyczajniej niebezpieczne dla obu drużyn. CZYTAJ RÓWNIEŻ: <a href="http://sport.interia.pl/hokej/plh/news/gol-w-oslabieniu-nie-pomogl-gorale-z-charakterem,1451589">Gol w osłabieniu nie pomógł! Górale z charakterem!</a>