Prezesi uznali, że właśnie teraz nadeszła najlepsza chwila, by rozstrzygać, czy łączenie pracy w klubie koliduje z prowadzeniem kadry, a przecież czeski trener pracuje z reprezentacją od sierpnia 2005, nie brakowało więc okazji, aby przedyskutować tę sprawę i doprowadzić do zmian. Bomba wybuchła po słowach prezesa Zagłębia Sosnowiec Adama Bernata, że Rohaczek kaperuje jego zawodników do Cracovii, obiecując im grę w kadrze. Gdy przeczytał o tym jeden z hokeistów wskazanych przez prezesa jako jeden z kaperowanych, biegał z gazetą w ręku chcąc dorwać autora tekstu. - Żadnych rozmów z trenerem Rohaczkiem w sprawie przejścia do Cracovii nie prowadziliśmy! Zresztą, już dawno mówiłem prezesowi, że chcę zostać w Zagłębiu - przypominał. - Żal mi, że tak atakują trenera. Lista pretensji do Rohaczka jest długa. Chyba żaden z kibiców nie może darować mu, że nie powołał najlepszego polskiego hokeisty Mariusza Czerkawskiego i kilku innych czołowych zawodników ligi. Rzeczywiście, konflikt pomiędzy nim a Czerkawskim ze wszech miar nosi znamiona ambicjonalnego, który w ogóle nie powinien mieć miejsca. To prawda, że "Mario" odmawiając wyjazdy na ubiegłoroczne mistrzostwa świata zawiódł zaufanie trenera (zresztą kolegów z reprezentacji chyba również). Z drugiej jednak strony Rohaczek mógłby wziąć sobie do serca słowa innego polskiego selekcjonera, którego również zawiódł współpracownik w kadrze, ale niedawno wyciągnął do niego rękę, twierdząc, że to zgodne z jego życiową filozofią mówiącą, że każdy zasługuje na drugą szansę. Wielu zarzuca Rohaczkowi, że jego reprezentacja nie jest zbudowana na najlepszych ligowych zawodnikach. Nie biorą jednak pod uwagę, że Czech powołując na turnieje Euro Ice Hockey Challenge wielu młodych zawodników tworzy szerokie zaplecze kadry. A młodzi pokazują, że warto na nich stawiać. Poza tym, jak świat światem, to trener decyduje o tym, kto gra, a kto nie i dlatego on bierze odpowiedzialność za wyniki. Jeśli nie osiągnie zadowalającego wyniku, to się go zwalnia. Ciągłe narzekanie na to, że w kadrze brakuje tego, czy innego hokeisty i psioczenie na poziom gry reprezentacji w końcu zamieni się w samospełniającą przepowiednię. Wmawianie sobie, że jesteśmy kiepscy, doprowadzi do tego, że wszyscy - nie wyłączając kadrowiczów - przyjmą to jak amen w pacierzu. Czy tak buduje się atmosferę do osiągania sukcesów? Czy w ten sposób podnosi się prestiż gry w kadrze? Kadrowicze już teraz nie kryją, że szlag ich trafia, jak słuchają, że są drugim garniturem. Kto widział ile serca zostawili na lodzie w Sanoku podczas ostatniego turnieju, ten rozumie, jak krzywdzące są to oceny. Przecież z Łotwą i Włochami grali równe mecze, a Austrię pokonali. I co z tego, że przyjechała w odmłodzonym składzie? Najwyraźniej ci, którzy teraz nie zostawiają na niej suchej nitki nie pamiętają, że podczas MŚ elity w 2002 roku rozgrywki grupowe zakończyliśmy z bilansem bramkowym 0:18... Polski hokej wymaga zmian. Ale głębszych niż kosmetyczne w postaci zmiany selekcjonera. Tyle tylko, że jego wysadzić z siodła jest najłatwiej.