Informacja o przedłużeniu współpracy przez JKH GKS Jastrzębie-Zdrój z trenerem Robertem Kalaberem nakłoniła mnie do poruszenia tego tematu. Oto Słowak wprowadził szeroką falą polską młodzież i - w połączeniu z rutyniarzami jak Leszek Laszkiewicz czy Martin Vozdecky - uczynił z niej trzecią siłę w polskim hokeju. W skali całego kraju ciągle brakuje jednak dobrego szkolenia i promowania naszych zawodników. Chwalimy się, że nasza reprezentacja do lat 20 w grudniu otarła się o awans na zaplecze elity, ale zapominamy, że jej zdecydowanie najlepszym zawodnikiem był Alan Łyszczarczyk. Alan co prawda hokejowego bakcyla połknął w domu, w Nowym Targu, od ojca Dariusza, rozwinął go na lodowisku Podhala pod sprawnym okiem nieżyjącego już trenera Jana Kudasika, ale tak naprawdę bardziej jest produktem czeskiej i kanadyjskiej myśli szkoleniowej. W czeskim Chomutowie grał już jako junior młodszy, spędził tam cztery lata, a od trzech lat jest w kanadyjskiej lidze OHL (najpierw w Sudbury Wolves, a teraz Owen Sound Attack). Łyszczarczyk strzelał, podawał, został wybrany najlepszym zawodnikiem MŚ, ale za rok nie będzie mógł już zasilić dwudziestolatków. Bez niego będziemy się raczej bronić przed spadkiem niż walczyć o awans. Obozy z Byrskim to dopiero zarzewie PZHL od kilku lat współpracuje ze znanym fachowcem z Kanady Jarim Byrskim, który przyjeżdża do nas i organizuje młodzieży kilkudniowe obozy szkoleniowe. To szkolenie akcyjne, podczas którego u młodego chłopaka można zapalić płomień, porwać go do hokeja. I ta inicjatywa jest godna pochwalenia, dzięki niej szkoli się także naszą młodą kadrę trenerską, ale całe środowisko hokeja musi się zastanowić co zrobić, żeby wdrożyć szkolenie systemowe, które ten płomień może podtrzymać i rozniecić. Na pewno jest potrzebna większa ilość meczów na poziomie międzynarodowym, które uwidocznią nasze braki i pokażą, nad czym musimy jeszcze pracować. Przeniesiona z Sosnowca do Katowic Szkoła Mistrzostwa Sportowego nie wystarczy. Młody zawodnik w miarę dojrzewania gra coraz mniej meczów, a tych na poziomie międzynarodowym jak na lekarstwo. - Gdy dzisiejsi liderzy naszej reprezentacji Marcin Kolusz i Przemek Odrobny mieli po 12 lat, grając drużyną w składzie z nimi zremisowaliśmy 4-4 w Toruniu, z wielkim Dynamem Moskwa, w składzie którego grał Aleksander Owieczkin. Kolejne dwa mecze z Dynamem w Gdańsku i w Moskwie przegraliśmy, trzema bramkami ulegliśmy mistrzowi Rosji Nowosybirskowi, ale rywalizacja była wyrównana i nas chłopcy dzięki niej podnosili swe umiejętności - wspomina w rozmowie z serwisem eurosport.interia.pl legendarny hokeista z lat 70. i trener Walenty Ziętara.- To jest świetna droga, ale ona została przerwana. Gdybyśmy ją kontynuowali, to reprezentacja Polski w elicie byłaby na stałe, a nie raz na 20 lat. I dochowalibyśmy więcej talentów. A tak, po roku szkolenie zostało przerwane, sponsorzy się wycofali, ówczesne Ministerstwo Sportu również nie pomogło - rozkłada ręce. W tym roku pan Walenty ukończy 70 lat, ale wciąż jest blisko hokej. Swojemu najmłodszemu synowi Piotrowi pomaga w projekcie Hokejowe Orły Ziętary. Bazując na swojej wiedzy i doświadczeniu Walenty Ziętara pomógł w wyselekcjonowaniu 19-tu najlepszych zawodników z rocznika 2005/2006, którzy stawili się na testach w Katowickim "Spodku". To właśnie ci młodzi hokeiści, pod wodzą trenerów młodszego pokolenia: Piotra Ziętary, Marcina Cieślaka i Krzysztofa Zborowskiego wylecą w lutym <a href="http://eurosport.interia.pl/hokej/reprezentacja/news-hokejowe-orly-zietary-leca-do-kanady,nId,2444529">do Kanady, na słynny turniej Pee-Wee, będący nieoficjalnymi MŚ do lat 12. </a>Na turnieju w Quebecku wybiły się takie gwiazdy jak Wayne Gretzky. Tegoroczna, 59. edycja imprezy odbędzie się w dniach 7-18 lutego z udziałem aż 120 drużyn z całego świata. Z ziemi szwajcarskiej do Polski? Walenty Ziętara marzy o tym, aby Polska poszła w ślady Szwajcarii. W latach 80. XX wieku liga szwajcarska, uznawana dziś za jedną z najmocniejszych w Europie, była kiepska, zdominowana przez miernych obcokrajowców. W ciągu dekady została jednak zmodernizowana. - Szwajcarzy to mądrzy ludzie i w 1981 roku zaczęli reformować swój hokej. Ja w tej reformie miałem przyjemność uczestniczyć. Ograniczyli limit obcokrajowców do dwóch-trzech, a na ich miejsca wprowadzali młodzież, którą pieczołowicie szkolili i nadal to robią - opowiada pan Walenty. Dziś ośmiomilionowa Szwajcaria ma 20 tysięcy hokeistów, czyli dziesięciokrotnie więcej niż pięciokrotnie bardziej ludna Polska. Wszystko dzięki znakomicie ułożonemu systemowi szkolenia. - Dwunastolatkowie mają ogólnokrajową ekstraklasę, I, II i III ligę i to w dwóch kategoriach. Co to znaczy? Drużyna składa się np. z 20 zawodników, ale jest podzielona na zespół A i B. Zespoły A z różnych klubów rywalizują z odpowiednikami z drużyny przeciwnej, a te B trafiają na siebie. Dzięki temu nie ma wielkich różnic, pogromów, nikt nie traci woli walki, tylko rozwija skrzydła w zaciętej rywalizacji - chwali Ziętara. - Oczywiście, w każdym kraju są inne warunki do rozwoju hokeja, ale tylko konsekwentne realizowanie wyznaczonego i dobrze przemyślanego planu może za parę lat przynieść pożądany efekt - dodaje. Kilka lat temu W. Ziętara uczestniczył w projekcie Polskie Nadzieje Olimpijskie, o którego finansowanie postarała się sędzia hokejowa Katarzyna Zygmunt i jej mąż, były świetny panczenista Paweł. Zygmuntowie, dzięki pomocy Ziętary, wyselekcjonowali i wyszkolili grupę hokeistów, a ich syn Paweł w tym sezonie przebił się do składu seniorów Comarch Cracovii. - Z Nadziejami Olimpijskimi wyselekcjonowaliśmy chłopaków, wygraliśmy turnieje na Węgrzech i w Szwecji. Tymczasem powołania do reprezentacji U-16 dostało siedmiu-ośmiu, a reszta została w domu. Nic dziwnego, że ta reprezentacja przegrywała, a na ostatnich MŚ do lat 18 wyleciała z grupy. Moim zdaniem, zabrakło tu konsekwencji trenerom i postawienia na chłopaków, którzy już w tym czasie tworzyli zgrany kolektyw. Teraz się już nie dowiemy czy ta drużyna zabrana w całości na mistrzostwa świata zdołałaby awansować do dywizji wyżej czy nie, ale na pewno miałaby duże szanse - przyznaje ekspert. Hokejowe Orły Ziętary w lutym polecą do Quebecku, żeby nabrać szlifów w słynnym turnieju Pee-Wee. - Bez wsparcia rodziców i sponsorów wyjazd nie doszedłby do skutku, dlatego chciałbym wszystkim serdecznie podziękować za danie tym młodym polskim hokeistom możliwości rywalizacji z najlepszymi - mówi Ziętara.Na razie nie wiadomo, czy ktokolwiek zajmie się nimi w równie profesjonalny sposób, gdy ukończą 13 lat. A właśnie wtedy kontakty międzynarodowe powinny być intensyfikowane. Bez wsparcia sponsorów rodzice nie poradzą sobie z finansowaniem profesjonalnego szkolenia. Początkowo, wyjazd do Kanady 12-letniego hokeisty miał kosztować 10 tys. zł. Po znalezieniu dużego mecenasa, jakim został Tauron, dopłata rodziców zamknęła się w kwocie 6,5 tys. zł, co i tak jest sporym wydatkiem. Kryzys szkoleniowy dotknął "Szarotki" Zadziwiający jest fakt, że do Orłów Ziętary nie zakwalifikował się ani jeden wychowanek najbardziej utytułowanego polskiego klubu - Podhala Nowy Targ, z którego wywodzi się sam pan Walenty. - Na selekcję do Katowic przyjechało dwóch czy trzech chłopaków z Podhala, ale zajęli miejsca w trzeciej dziesiątce. Ja natomiast nie jestem z tych, co po znajomości kogoś forują - powiedział W. Ziętara. - Oczywiście, to nie jest tak, że w Podhalu nie ma utalentowanych zawodników. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że duże koszty samego wylotu na tamten moment mogły mieć wpływ na frekwencję, ale problem na pewno jest i należy poszukać jego rozwiązania - dodaje. W latach 80. i 90. XX wieku aferą w Nowym Targu było przegranie mistrzowskiego tytułu przez jedną choćby grupę młodzieżową. W ostatnich latach doszło do tego, że żaden rocznik hokejowych "Szarotek" nie może nie tylko wywalczyć mistrzostwa Polski, ale nawet medalu MP.- Do tego doprowadziły rządy rodziców, którzy próbowali dyktować trenerom, na jakiej pozycji ma grać jaki zawodnik. Żaden poważny trener nie pozwoli sobie na takie traktowanie - uważa Walenty Ziętara.Prezes TatrySki Podhala Agata Michalska uratowała seniorski zespół, który od trzech-czterech lat liczy się w walce o medale. Przyszłość "Szarotek" nie rysuje się jednak w jasnych kolorach. - Starsi zawodnicy wykruszą się, a wtedy nie będzie miał kto ich zastąpić. Szkolenie zajmuje sporo czasu, wiele lat. Tu nic nie rodzi się z dnia na dzień, z roku na rok - uczula legendarny hokeista. - Wspólnie, wszyscy trenerzy, działacze, ludzie z hokejem związaniu musimy zadbać o to, żeby poziom szkolenia w poszczególnych klubach poszedł w górę, bo tylko wtedy, za parę lat wspólnie będziemy się cieszyć z awansów do wyższych dywizji naszych drużyn narodowych, w poszczególnych kategoriach wiekowych - apeluje Walenty Ziętara. Michał Białoński