Popularny "Baran" miał spory udział w trzecim zwycięstwie "Szarotek" nad TKH/Nestą. Jego gole dawały nowotarżanom w Toruniu najpierw kontakt (na 2:1), a później dwubramkowe prowadzenie 4:2. - Na początku meczu przysnęliśmy. Najpierw zamieszaniu podbramkowym straciliśmy gola już w 13. sekundzie, a po chwili w okresie gry w osłabieniu - opowiada nam Milan. - Na szczęście szybko pozbieraliśmy się. Dwukrotnie w sytuacjach sam na sam trafiłem w okienko. Najpierw po podaniu Wiktora Kubenki, a później - Martina Voznika. Dwa gole strzelił też Marian Kacirz po akcjach typowych dla naszej pierwszej "piątki", w których krążek wędruje z kija na kij bez przyjęcia. Ostatnie dwa gole górale - Krzysztof Zapała i Jarosław Różański - strzelili do pustej bramki, gdy trener Jarmo Tolvanen wycofał Michała Plaskiewicza, by ratować wynik. Mimo awansu, Milan Baranyk potrafi spojrzeć prawdzie w oczy: - Zwycięstwo cieszy, lecz w porównaniu do tego, co prezentowaliśmy w listopadzie, czy grudniu, teraz gramy antyhokej. Mam nadzieję, że już w półfinale się to zmieni. Poprzeczka zawiśnie znacznie wyżej. Oczywiście, że wolelibyśmy rywalizować z Naprzodem Janów, który ma paru świetnych zawodników, ale ogólnie GKS Tychydysponuje mocniejszym, bardziej wyrównanym składem. Niezależnie jednak od tego, na kogo wpadniemy, musimy skoncentrować się na tym, abyśmy grali jak Podhale, którego nikt w Polsce nie jest w stanie zatrzymać - podkreśla Baranyk. "Baran" nie kryje, że brakuje mu w Nowym Targu rodziny. Z powodów zdrowotnych jego żona Marketa i córka Dominika przebywały w Ostrawie. - Już się dosyć natęskniłem. Na półfinały przywożę żonę i córkę - zapowiada Milan. Zwłaszcza mała Dominika jest jego oczkiem w głowie. Podobiznę córeczki napastnik "Szarotek" nakleił sobie nawet na kasku!