Choć w rywalizacji do trzech zwycięstw Kielce prowadzą 2-0 i matematycznie są o wiele bliżej złota od rywali, to po niedzielnej batalii grono niepewnych znacząco wzrosło. Po sobotniej demolce zgotowanej przez kielczan "nafciarzom", w niedzielę rywale odgryźli się i pokazali, że nie uważają losów rywalizacji za przesądzone. O ile w sobotę z gości powietrze zeszło po maksymalnie kwadransie, to tym razem było odwrotnie. Z każdą minutą jakby nabierali wiary w to, że w tym meczu sprawią niespodziankę. Prowadzili aż do 27 minuty, jednym, dwoma golami. Płocka obrona była ruchliwa i nieustępliwa. Atak "nafciarzy" nieco słabszy, ale dlatego że sześć rzutów odbił Sławomir Szmal. Trudno się dziwić, że w ataku gospodarze się męczyli i musieli się mocno sprężyć, by do szatni schodzić prowadząc jednym trafieniem (18:17). Po zmianie stron płocczanie szybko dali sygnał, że wiary w sukces nie zostawili w szatni. Trzy świetne bramki Mariusza Jurkiewicza i znów byli na prowadzeniu (20:19). Ale po chwili kielczanie włączyli ostrzał artyleryjski z drugiej linii: Krzysztof Lijewski x 2, Karol Bielecki x 4, Denis Buntić, Tomasz Rosiński, a nawet Ivan Cupić. Ataki płocczan były bardziej skomplikowane, ale nie mniej skuteczne. Prym wiódł Marcin Lijewski i gdy się słyszy, że płocki klub nie widzi tego zawodnika w składzie na kolejny sezon, to poziom zrozumienia takich decyzji jest bliski zeru. W 52 minucie Vive Targi Kielce prowadziło najwyżej w meczu, aż czterema golami (30:26) i finiszowało na ostatniej prostej do pewnego zwycięstwa. Tym bardziej, że absolutnie fantastycznie spisywał się w kieleckiej bramce Szmal. 11 obronionych rzutów w drugiej połowie, sześć w pierwszej, a większość tych interwencji to była najwyższa światowa klasa. Gdy obronił nogą rzut pod porzeczkę Kamila Syprzaka, to kibice łapali się za głowy! Ale mimo "szmalowych" cudów Orlen Wisa Płock walczył do samego końca. Mariusz Jurkiewicz podawał, Mariusz Jurkiewicz rzucał. Dwie minuty przed końcem było tylko 31:30, a cztery sekundy przed końcem Marcin Lijewski karkołomnym wejściem z ni to rozegrania, ni ze skrzydła zdobył wyrównującego gola na 31:31! Dogrywka! Od lat w meczach tych drużyn się nie zdarzała, od momentu zatrudnienia Bogdana Wenty w 2008 roku dominacja kielczan była przerwana tylko raz, na jeden sezon. Wcześniej dogrywki między Kielcami i Płockiem były jeśli nie zbyt częste, to bardzo prawdopodobne. I zdarzały się! Dogrywka trwa dwa razy pięć minut, a potem jeszcze raz tyle samo, a na koniec rzuty karne, których jednak w męskim szczypiorniaku na tym poziomie nie było w Polsce chyba od wczesnego Gomułki. Profesorską partię w dogrywce rozegrał kapitan Vive Targów Kielce Grzegorz Tkaczyk. Wykorzystał karnego, a potem tak minął zwodem Kamila Syprzaka, że ten ratował się faulem i dostał dwie minuty kary. Przy takim poziomie meczu, przy wyrównanych zespołach taki niuans to było to, co przechyliło szalę na korzyść kielczan dając im prowadzenie dwoma golami (33:31 i 35:33). Gdy kontaktowego 34. gola zdobył Nenadić zapachniało dogrywką numer dwa, ale wtedy nastąpiło symboliczne pożegnanie z Kielcami dwóch graczy, którzy odchodzą po sezonie. Przy jednobramkowym prowadzeniu Vive (35:34) bramkarz kielczan Venio Losert obronił rzut karny Petara Nenadicia! Losert, który cały mecz przesiedział na ławce (bo nie było sensu zmieniać świetnego Szmala), który dzień wcześniej też pojawił się na boisku na parę chwil, który od paru miesięcy prezentował formę, delikatnie mówiąc, nie najlepszą. Losert, który po sezonie przechodzi do francuskiego Montpellier, obronił najważniejszego karnego w meczu! Drugi szczyt symboliki to kolejny karny, tym razem dla kielczan. Minutę przed końcem wykorzystuje go Thorir Olafsson, Islandczyk który po sezonie też odchodzi z Kielc, choć jeszcze nie wiadomo gdzie. Odchodzi w glorii, bo ostatni sezon miał znakomity, był diabelnie skuteczny, niesamowicie ambitny. Odchodzi, bo ma 35 lat i prezes Vive Bertus Servaas chce odmładzać skład. Na miejsce "Tottiego" przyjedzie pierwszy Niemiec w historii polskiej ligi - Tobias Reichmann z HSG Wetzlar Karny Loserta i gol Islandczyka zakończyły mecz, który był pasjonujący i stał na świetnym poziomie. Mecz, który pozwala odświeżyć slogan o nieprzewidywalności sportu i który stawia znak zapytania, czy Vive Targi Kielce obroni złoto w trzech meczach, w czterech, czy w pięciu. A nawet: czy obroni je w ogóle. Racjonalnych atutów jest znacznie więcej po stronie kielczan, ale w niedzielę też były po tej samej stronie. Trzeci mecz finału w sobotę o 20.30 w Orlen Arenie w Płocku, ewentualny czwarty w niedzielę o 17.30, tamże. Jeśli potrzebny będzie pojedynek numer pięć, rywalizacja wróci w przyszłą środę do Kielc. Autor: Leszek Salva Vive Targi Kielce - Orlen Wisła Płock 36:34 po dogrywce (18:17, 31:31) Stan rywalizacji play off do trzech zwycięstw: 2-0 dla Vive Targi. Kolejny mecz - w sobotę w Płocku. Vive Targi: Sławomir Szmal, Venio Losert - Julen Aginagalde 6, Karol Bielecki 6, Thorir Olafsson 5, Tomasz Rosiński 4, Ivan Cupic 4, Manuel Strlek 3, Krzysztof Lijewski 3, Denis Buntic 3, Grzegorz Tkaczyk 2, Piotr Grabarczyk, Michał Jurecki, Piotr Chrapkowski, Mateusz Jachlewski, Uros Zorman. Orlen Wisła: Marcin Wichary, Marin Sego - Petar Nenadic 8, Marcin Lijewski 8, Mariusz Jurkiewicz 6, Vedran Zrnic 4,Kamil Syprzak 2, Ivan Nikcevic 2, Valentin Ghioea 1, Muhamed Toromanovic 1, Nikola Eklemovic 1, Angel Montoro 1, Zbigniew Kwiatkowski, Adam Wiśniewski. Kary: Vive - 6, Orlen - 14 minut.