Jeszcze w 23. min kielecki zespół prowadził w hali jednego z głównych faworytów rozgrywek 15-14. Później w ciągu trzech minut stracił cztery gole. Rywale objęli kilkubramkowe prowadzenie, którego nie oddali już do końca spotkania. "W ciągu dwóch i pół minuty zrobiliśmy cztery błędy, które tej klasie drużynie, co nasza, nie powinny się przydarzyć. Gdybyśmy zagrali bardziej z głową, to na przerwę schodzilibyśmy z lepszym wynikiem" - zaznaczył trener VIVE. Po dobrej pierwszej połowie w drugiej kielczanie oddali pole rywalom, którzy w pewnym momencie prowadzili już nawet różnicą dziewięciu bramek. "Po zmianie stron w kilku przypadkach zbyt łatwo gubiliśmy piłkę. Z tego szły kontry, skutecznie wykańczane m.in. przez Uwe Gensheimera. Zagraliśmy dobrze tylko przez 30 minut. To za mało. Liczy się końcowy wynik, a ten nie jest dla korzystny" - dodał szkoleniowiec mistrza Polski. W Paryżu zagrali kontuzjowani ostatnio Słoweniec Dean Bombac i Serb Darko Djukić. Zabrakło natomiast Michała Jureckiego, który miał kłopoty żołądkowe. "Nie szukam usprawiedliwienia, ale nieobecność Michała mocno pokrzyżowała nam plany. W pierwszej połowie na lewej połówce rozegrania Mariusz Jurkiewicz dawał z siebie wszystko. Po przerwie było już trochę gorzej. Nie zamierzam jednak krytykować żadnego z moich zawodników. Musimy po prostu pracować i walczyć dalej" - podkreślił Dujszebajew. Po porażce w Paryżu kielczanie, który mają na swoim koncie tylko cztery punkty, spadli na szóste miejsce w tabeli grupy B. Za tydzień w niezwykle ważnym spotkaniu VIVE zagra także na wyjeździe z duńskim Aalborg Handbold. "Najpierw mamy ligowe spotkanie w Gdańsku, a dopiero po nim zaczniemy myśleć o konfrontacji z duńską ekipą. Ale zgadzam się, że mecz z Aalborgiem w kontekście wyjścia z grupy może być dla nas najważniejszy" - przyznał Dujszebajew.