W czasie gdy cała poważna Europa szykuje się do startu mistrzostw Europy w Chorwacji, my musimy emocjonować się turniejem na głębokich peryferiach piłki ręcznej. Ale dla nas ten turniej jest ważniejszy niż to całe Euro 2018. Jeśli "Biało-Czerwoni" nie wygrają w Portugalii, to tak jakby sprinter został w blokach, płotkarz wywalił się na pierwszej przeszkodzie, a skoczek spóźnił wyjście z progu. Ale nie w biegu finałowym czy finałowej serii, tylko w eliminacjach. Eliminacjach do eliminacji. Zwycięzca prekwalifikacji w Povoa de Varzim awansuje do fazy play off eliminacji, która odbędzie się w czerwcu. Tam można trafić - nie będąc rozstawionym - na drużyny startujące w mistrzostwach Europy w Chorwacji. Na przykład Hiszpanów, Francuzów, Chorwatów, Norwegów, Islandczyków, Słoweńców i paru innych. 12 lat temu od mniej więcej podobnego poziomu zaczynał ze swoja drużyną Bogdan Wenta. Ale on zaczynał z zespołem, o którym dzisiaj mówimy "złote pokolenie". Piotr Przybecki takiego komfortu nie ma. Po igrzyskach w Rio de Janeiro grę w reprezentacji skończyło kilku kluczowych zawodników, kilku jeszcze do kadry na chwilę wróciło. A tych kilku to był trzon. Szmal, Bielecki, Jureccy, Jurkiewicz, Jachlewski, Wichary, Wiśniewski. Bez nich Polska zajęła 17. miejsce na mistrzostwach świata we Francji w styczniu 2017 r., a potem przegrała eliminacje do obecnego Euro w Chorwacji. I wypadła z elity. Drużyna, która trzy lata temu wywalczyła medal mistrzostw świata w Katarze, dwa lata temu organizowała mistrzostwa Europy, a półtora roku temu była czwarta na igrzyskach olimpijskich, teraz musi grać z niemal kompletnymi amatorami. I nie po to, żeby wrócić na salony, ale żeby dostać szansę, by móc ubiegać się o powrót na salony. Pierwszy przeciwnik - Kosowo, to europejska czwarta liga. W 2008 roku w kwalifikacjach Pucharu Zdobywców Pucharów Vive Kielce grał z zespołem Besa Famiglia Peć. Besa Famiglia w wolnym tłumaczeniu "dobra rodzina" i była to nazwa pizzerii w stolicy kraju Prisztinie. Goście przyjechali z jednym, nieco zużytym, zestawie strojów. Oba mecze rozegrano w Kielcach, oba wysoko wygrało Vive, a debiutujący wtedy w europejskich pucharach w roli kieleckiego szkoleniowca Bogdan Wenta znał 1 (słownie: jednego) grającego w piłkę ręczną kosowianina - to był dobiegający wtedy do 40-stki Arben Muqolli, który miał za sobą występy w Bundeslidze. A Bogdan Wenta jest do tej pory prawdopodobnie jedynym Polakiem znającym - ot tak sobie, bez szukania - piłkarza ręcznego z Kosowa. Kosowo to jednak Bałkany, a bałkańska piłka ręczna zła nie jest i to i tak o niebo mocniejsza drużyna od Cypru, o którym nie można powiedzieć nawet tyle. Oba kraje grały w ubiegłym roku w dziwacznym turnieju zorganizowanym przez Światową Federację Piłki Ręcznej (IHF) dla krajów, w których piłka ręczna jest mniej popularna od wyścigów psich zaprzęgów i gry w bierki. Pierwsza edycja odbyła się w Kosowie, w 2017 roku w Bułgarii. Obie wygrywały Wyspy Owcze, Kosowo było trzecie, a Cypr - 4. Dlatego cały turniej w Porto sprowadza się do pojedynku z Portugalią. Oczywiście pojedynki z outsiderami same się nie wygrają, a ważne jest to by wygrać je jak najwyżej, bo przecież z Portugalią może być remis i wtedy decydować będzie bilans bramkowy. Remis będzie tak samo trudny do osiągnięcia jak zwycięstwo, bo lepsze od aktualnej polskiej ekipy drużyny męczyły się z Portugalią w poprzednich eliminacjach. Gospodarze mają zawodników występujących w Lidze Mistrzów - np. kołowy Thiago Rocha do niedawna w tych rozgrywkach bronił barw Orlenu Wisły Płock. Nadal w Płocku gra Gilberto Duarte. Portugalczycy nie mieli jak Polska rewolucji kadrowej w ostatnich latach, ale też trzeba pamiętać, że to oni ostatni raz na wielkim turnieju byli w 2006 roku i od tamtej pory nie mogą się z otchłani wydostać. Dlatego pomni ich doświadczeń Polacy powinni zagrać z nimi mecz najlepszy z najlepszych. Leszek Salva