Data "24 marca" w europejskim handballu to już symbol, choć nie zapisany złotymi zgłoskami. Już po losowaniu wiadomo było, że to szlagier, bo żadna inna para na tym etapie nie była tak wyrównana, tak nieprzewidywalna i konfrontująca dwa tak wielkie zespoły. Wiadomo było, że jeden z faworytów do gry w Final Four odpadnie już na pierwszej fazie pucharowej. I w ciągu paru dni okazało się, że tę rolę wezmę na siebie mistrzowie Niemiec - Rhein Neckar Loewen wobec całej Europy odegrało scenę pt.: "na złość babci, odmrożę sobie uszy". Poszło o termin rozegrania spotkań. Na sobotę 24 marca RNL mają zaplanowany hit Bundesligi z THW Kiel, który - jako jeden z czterech meczów w sezonie - będzie transmitowany przez odkodowaną, publiczną stację ARD. Dlatego nie chcieli grać tego dnia w Kielcach, dlatego chcieli zagrać dzień później, w niedzielę. Ale na to nie zgodziły się władze europejskiej federacji, bo już taki precedens się wydarzył - w listopadzie Lwy w sobotę grały Bundesligę w Lipsku, a w niedzielę w Barcelonie. Vive z kolei nie zgodziło się grać w środku tygodnia, bo to mniejsze wpływy od kibiców i z reklam, i z transmisji. Mistrzowie Niemiec z kolei nie zgodzili się na zamianę gospodarzy - jako zespół który zajął w fazie grupowej wyższą pozycję rewanż mieli grać u siebie. Na taki krok zdecydowało się między innymi THW Kiel, które zamieniło się z węgierskim Pick Segedyn. W środę zagrali pierwszy mecz u siebie i wygrywając siedmioma golami pokazali, że wybrali dobrze. A przy meczu tak wyrównanych drużyn jak Vive i RNL sprawa gospodarza ma drugo-, czy może nawet trzeciorzędne znaczenie. Dla przykładu z inna niemiecką drużyną Flensburgiem kielczanie grali w historii cztery razy i trzy mecze zakończyły się remisami, a jeden jednobramkowym zwycięstwem Kielc. Efekt jest taki, że niemiecka federacja i telewizja nie zgodziły się na zmianę terminu meczu Bundesligi, Lwy nie zgodziły się zmianie gospodarza i zdecydowały, że w Kilonii zagra pierwszy zespół, a do Kielc przyjadą trzecioligowe rezerwy. Stawiając się w roli pokrzywdzonego przez EHF i DHB "Lwy" w dziedzinie PR może i wizerunkowo coś ugrają, ale sportowo skazani są na klęskę. Wynik pierwszego starcia między jedną z najlepszych drużyn Europy, a trzecioligowymi rezerwami jest łatwy do przewidzenia - pytanie nie: kto wygra, tylko jak wysoko. Czy kielczanie zwyciężą różnicą 10, 15, 20, 25 goli? Jak wysoko by nie wygrali, to na rewanż w Wielką Niedzielę do Mannheim pojadą najsilniejszym składem i wtedy trudno sobie wyobrazić, by roztrwonili każdą z tych różnic. W tle konfliktu o "24 marca" ścierają się wielkie interesy mocnych organizacji. Nie ma się co łudzić, że EHF odmówiła RNL zgody na granie w sobotę i niedzielę, bo uznała że kielczanie już wystarczająco dużo razy ustępowali (w poprzednich latach mecze m.in. z Flensburgiem Vive godziło się grać poza weekendem). To niemiecka federacja nadepnęła tej europejskiej na odcisk ignorując wyznaczone dwa lata temu terminy na rozgrywanie meczów tej fazy Champions League. Lwy w tej grze mimo wszystko są pionkiem, który do tego podjął nieracjonalną decyzję o przysłaniu do Kielc rezerwowej drużyny. Dla kielczan taka sytuacja to trochę powtórka z rozrywki,a niemiecki foch nie jest nowym pomysłem. Parę lat temu na mecz Pucharu Polski do Kielc Azoty Puławy przysłały zespół juniorów, bo rzekomo w pierwszą drużynę dopadła nagła i niespodziewana fala kontuzji i chorób. Po meczu szczypiorniści Vive dzielili się wątpliwościami: jak grać przeciwko dzieciom? Wygrali 38:8. Teraz Niemcy dzieci nie przysłali, ale drużyna rezerw ma średnią wieku ok. 21 lat. Początek meczu 1/8 Ligi Mistrzów o 16 w sobotę w Hali Legionów. lech