- Nie brałem nigdy udziału w takim "widowisku". Mimo naszych błędów i trzeba przyznać średniej grze w obronie powinniśmy wygrać z takim przeciwnikiem różnicą 6-7 bramek. Sędziowie od pierwszych minut pokazali nam, że swojej obrony grać nie możemy. Mieli mecz od pierwszej do ostatniej minuty pod kontrolą i mieli największy udział w tym widowisku - mówił Piotr Chrapkowski, rozgrywający reprezentacji Polski. Rola sędziów w piłce ręcznej jest chyba największa ze wszystkich gier zespołowych. Dowolna interpretacja, brak przejrzystych zasad i utrzymywany przez władze taki status quo prowadzą do takich sytuacji, jak na mistrzostwach świata w Katarze. Katarczycy posiadający solidny, ale nie wybitny zespół dochodzą do finału mistrzostw świata jako pierwszy w historii zespół spoza Europy. W kontrowersyjnych okolicznościach pokonywali Niemców w ćwierćfinale czy w fazie grupowej Słowenię. Ale nie są wyjątkiem. W 2010 roku na mistrzostwach Europy w Austrii Polacy w podobnych okolicznościach przegrali półfinał z Chorwatami, którzy byli "pchani" do finału. Tam norwescy sędziowie szczególnie mylili się pod koniec meczu, wypaczając wynik spotkania. Ówczesny trener Bogdan Wenta zareagował specjalnym oświadczeniem odczytanym na konferencji prasowej. Było to pierwsze i ostatnie takie zachowanie członka jakiejkolwiek ekipy na turnieju tej rangi. Dlatego nie dziwią słowa Sławomira Szmala: - U trzech ostatnich przeciwników Katarczyków jest podobna reakcja, jak u nas teraz. Jeden dzień chaosu w mediach i wszyscy o tym zapominają. Trzy dni po turnieju będzie się pamiętać tylko, kto zajął pierwsze, drugie i trzecie miejsce. Dlatego teraz najważniejsze jest pytanie jak to zmienić? - Sugerowałbym zmniejszenie możliwości tolerancji popełnienia błędów przez sędziów. Wprowadzenia challenge'ów, czegoś podobnego jak w siatkówce. Na pewno w piłce ręcznej byłoby to dużo trudniejsze do zrealizowania, ale postawienie kamery przy polu sześciu metrów i odczytywanie czy zawodnik przekroczył linię, czy wpadł w to pole, to można by spokojnie w krótkim czasie zrobić. Można też wprowadzić ograniczenia czasu trwania akcji. Wczoraj tego nie było i taki przepis na pewno tez by pomógł, bo w dzisiejszym sporcie widzowie wymagają szybkiej akcji - mówi kapitan polskiej reprezentacji. Trudno się z "Kasą" nie zgodzić. Piłka ręczna została w tyle za innymi dyscyplinami, które wprowadzają zmiany. W siatkówce już lata temu zmieniono zasady punktowania, a całkiem niedawno wprowadzono "challenge". W futbolu dużymi krokami zbliża się wprowadzenie analizy wideo spornych sytuacji, w koszykówce przepisy są dopracowane w szczegółach i choć nie dla wszystkich zrozumiałe, to o takich sytuacjach jak na katarskim mundialu się nie słyszy. W piłce ręcznej nowością jest wprowadzenie sprawdzania czy piłka przekroczyła linię bramkową, jakby to było najważniejsze. Można powiedzieć, że sytuacje sporne, czy piłka przekroczyła linię, zdarzają się w piłce ręcznej raz na pięć meczów albo i rzadziej, więc jest to kwiatek do kożucha. Samym sobie zostawione są sytuacje doprowadzające do rzutu. Wspominając mecz z Katarem nie można jednak wpadać w histerię. Znając trochę piłkę ręczną, albo chociaż oglądając poprzednie występy Katarczyków na turnieju, można się było spodziewać takiego obrotu sprawy i trzeba było być na takie faworyzowanie gospodarzy przygotowanym. Oczywiście na tyle, na ile można. "Biało-czerwoni" to nie Francuzi, ale na pewno stać ich na dużo lepszą grę, niż w piątek, co całkiem niedawno pokazywali. By wygrać jednym golem w takim meczu, trzeba było być lepszym o sześć - siedem, jak mówi "Chrapek", goli. O tyle nie byliśmy lepsi. Nie zagraliśmy tak dobrze jak z Chorwacją czy Szwecją, a tak powinno się było stać, bo to był półfinał mistrzostw świata. Zamiast świetnych 20 minut, potrzeba było świetnych 60 minut. Potrzeba było nie robić bohatera z bramkarza Danijela Szaricia. Z pewnością wpływ sędziów na to spotkanie był ogromny, żenujący i kompromitujący. W normalnej sytuacji powinni zostać zawieszeni na diabli wiedzą jak długo za brak reakcji na staranowanie Karola Bieleckiego i na kilkanaście innych decyzji. Ale niestety swoimi błędami Polacy nie dali powodów sędziom, by ci wznieśli się jeszcze wyżej w swojej obłudzie. Dlatego najpierw poszukajmy błędów u siebie, a z wiatrakami walczmy później. Leszek Salva