"Dostałyśmy lekcję, bo to co reprezentowałyśmy w ostatnich meczach było naprawdę tragiczne. Trener musiał postawić nam swoje warunki: powiedział nam co nieco, co nieco pokazał. Jak widać to dało efekt" - wyjawiła obrotowa reprezentacji Hanna Sądej. Kadrowiczki chyba lubią swojego selekcjonera, bo wypowiadają się o nim z szacunkiem i w samych superlatywach. "Trener Rasmussen jest taką osobą, która czasami lubi się pośmiać, czasami potrafi pokazać, że jest wymagającym szkoleniowcem. To na pewno miało na nas wpływ, że wygrałyśmy z Węgierkami" - dodała Sądej. Zapytany przez Rasmussen czego takiego dokonał, że jego zespół w 1/8 finału wreszcie pokazał na co go stać, odpowiedział, że to wynik wielu rozmów i wzajemnego zaufania. "Przeprowadziliśmy odpowiednie rozmowy. Ten zespół ma charakter. Nieważne co było w przeszłości, my zawsze patrzymy w przyszłość. To jedna z mocnych stron tego teamu. Mamy w zespole wspaniałą atmosferę. Co się uwidacznia szczególnie gdy gra z nożem na gardle. Wtedy trzymamy się razem. Zazwyczaj gdy mamy ostatnią szansę wówczas sprężamy się jeszcze bardziej i wykonujemy największą robotę" - podkreślił. Jako niezwykle ważną cechę swojego zespołu wymienił konsekwencję w dążeniu do zwycięstwa, nawet jeśli nie wszystko układa się po ich myśli. "Staram się wpoić drużynie mentalność zwycięzców, dlatego my nigdy nie odpuszczamy. Jeśli nawet mamy przestój, dziesięć minut gorszej gry, ciągle liczymy na zdobycie gola w następnej akcji, na zatrzymanie rywalek. Ja wierzę w dziewczyny, a one wierzą w moje pomysły" - podsumował trener.