Dwa i pół roku pracuje pan z polską reprezentacją. Umie pan już parę słów po polsku? Michael Biegler: - Tak, ale proszę mnie nie sprawdzać. Znacznie łatwiej mi coś zrozumieć po polsku, niż samemu coś powiedzieć. Jak wiem, jaki jest kontekst, a rozmowa toczy się na temat piłki ręcznej, to już większość rozumiem. Ale z zawodnikami nie komunikuje się pan jeszcze po polsku? - Do tego to chyba nigdy nie dojdzie. Jestem człowiekiem, który jak coś robi, to musi wiedzieć, że jest to zrobione dobrze. To dotyczy każdej sfery życia. A wiem, że jakbym zaczął mówić po polsku, to mogłoby to brzmieć co najmniej śmiesznie. To nie jest mój styl. Albo coś potrafię, albo nie, a jak nie, to to zostawiam. Tak się szczęśliwie dla mnie złożyło, że sporo zawodników z reprezentacji grało w Niemczech i całkiem nieźle mnie rozumieją. Czyli rozmawiacie po niemiecku na treningach? - Różnie. Po angielsku lub niemiecku. Prawda jest taka, że z zawodnikami od razu złapałem odpowiedni kontakt. Jestem też osobą, która niezwykle dużo gestykuluje, ponadto język mojego ciała wiele mówi. Gracze wiedzą już, jak go odczytać. W trakcie meczów rozmawiam indywidualnie, a już wiem, kto w jakim języku lepiej rozumie i potrafię się dostosować. Prawda jest taka, że w sporcie znalezienie porozumienia nie jest wielką rzeczą. Dziennikarze często o to pytają, a my w sztabie nad tym w ogóle się nie zastanawiamy. Odkąd przejął pan polską kadrę, to uważa, że najważniejszą imprezą będą mistrzostwa Europy 2016, które rozegrane zostaną w kraju. Turniej już w styczniu. Do tego czasu czekają was wyłącznie mecze sparingowe. Żadnych o stawkę. To duży problem? - Nie szukajmy problemów, a pozytywów. A przynajmniej ja w ten sposób do tego podchodzę. Prawda jest taka, że większość szczypiornistów na co dzień gra w bardzo dobrych klubach, rywalizują w Lidze Mistrzów, muszą grać cały czas na najwyższym poziomie. To pomaga także reprezentacji, zwłaszcza w takiej sytuacji jak teraz. Chcę, by filozofia tej drużyny polegała na szukaniu rozwiązań, a nie zastanawianiu się nad tym, czego brakuje, czy co jest złe. Czasami się zdarzają kontuzje, trudniejsze chwile, ale nie chodzi o to, by rozpaczać, a by znajdować odpowiednie wyjście z sytuacji. Mecz towarzyski z Duńczykami w sobotę. Wielu szczypiornistów musiało przerwać urlopy. Chyba termin nie jest najlepszy? - Z tym muszę się zgodzić. Najważniejsze jest jednak, że po raz drugi zagramy przed tak wielką publicznością - u siebie, z dopingiem własnych kibiców i wypełnioną halą. To właśnie jest najbardziej w tej chwili istotne. Zawodnicy muszą się do tego także przyzwyczaić, bo miejmy nadzieję, że kibice z takim zaangażowaniem będą dopingować reprezentację w trakcie Euro. Nie możemy też przesadzić, część chłopaków była już na urlopach i nie są w najwyższej dyspozycji. W takiej sytuacji łatwo o kontuzje, a właśnie tego najbardziej bym chciał uniknąć. Czemu zatem właśnie w tym momencie rozgrywany jest mecz z Danią? - Nie mamy na to wpływu. Dopiero w niedzielę zakończyły się wszystkie mecze eliminacyjne do Euro 2016. Do tej pory nie wiedzieliśmy nawet, kto będzie grał. W piątek będzie losowanie grup już głównego turnieju. Dwa lata temu w Danii było dokładnie tak samo. Zresztą tak został podpisany kontrakt z Duńczykami. My najpierw im pomagamy, potem oni nam. Ma pan w głowie wymarzoną grupę ME? - Nie. Jestem ciekawy, co los nam przyniesie. We wrześniu ubiegłego roku odbyły się w Polsce mistrzostwa świata siatkarzy. To, co działo się na trybunach, przerosło oczekiwania organizatorów. Ma pan nadzieję, że piłka ręczna też skusi kibiców do przyjścia do hal? - Bardzo bym sobie tego życzył. Wiem, że siatkówka po piłce nożnej jest ulubioną dyscypliną Polaków. Ale jestem przekonany i sam widziałem wielokrotnie, że fani kochają także piłkę ręczną. Nie wydaje mi się, żebyśmy potrafili przeskoczyć siatkówkę, ale na pewno jesteśmy w stanie razem z kibicami stworzyć coś niesamowitego. Piłkarze ręczni też nie są bez sukcesów. Rozmawia pan już z ludźmi ze środowiska na temat tej imprezy? - Oczywiście. Wiele osób mnie pyta, czego się mogą spodziewać. Wszystkim powtarzam, że będzie to niezapomniany turniej. Właśnie ze względu na kibiców. Sam, jak słyszę hymn narodowy Polski w hali, zaśpiewany przez fanów a cappella, mam gęsią skórkę. To jest coś, czego wiele krajów w ogóle nie zna. Dla samych zawodników pewnie będzie to też niezapomniany turniej. Wielu po sezonie 2016 zakończy reprezentacyjne kariery, jak chociażby Karol Bielecki, czy Sławomir Szmal. Czy jest coś piękniejszego od zdobycia medalu takiej imprezy przed własną publicznością? Rozmawiała Marta Pietrewicz