<a href="https://nazywo.interia.pl/relacja/me-2020-szwecja-polska,5897" target="_blank">Kliknij, by przejść do relacji na żywo z meczu ME Szwecja - Polska</a> <a href="https://m.interia.pl/na-zywo/relacja/me-2020-szwecja-polska,id,5897" target="_blank">Relacja na żywo na urządzenia mobilne z meczu Szwecja - Polska</a> Zanim Polacy i Szwedzi wyszli na boisko znali już wynik spotkania Słowenia - Szwajcaria (29:25), który oznaczał, że gospodarze mogą być pewni awansu do kolejnej fazy nawet w przypadku porażki. Oczywiście nie wyższej niż dziesięcioma golami... Jednym i drugim chodziło zatem o jakiekolwiek zwycięstwo: "Biało-Czerwoni", by dostać motywacyjnego kopa przed dalszą pracą w kadrze, Szwedom, by zatrzeć nieco podłe wrażenie po porażce ze Słowenią. Nawet w biurze prasowym wolontariusze narzekali, że gospodarze "grają piach" i nie nastawiali się na fajerwerki nawet w meczu z młodziutkim i niedoświadczonym zespołem z Polski. I właściwie ich obawy nie były bezpodstawne, ale nas to ni grzało, ni ziębiło. Zwłaszcza, że patrząc na grę Polaków w pierwszej połowie mało było powodów do narzekania. Może nie mało, ale niewiele. Szwedzi zaczęli z animuszem, dynamiką i szybkością, kibice ryknęli głośno po dwóch pierwszych bramkach Kima Ekdahla z drugiej linii i tyle. I okazało się, że Polacy grają trochę na wyłączonych emocjach. 2:2, 3:3, 7:7 i nawet prowadzenie 10:7. Te 20 minut było w wykonaniu Polaków naprawdę niezłe, a mogło być jeszcze lepsze, gdyby Arkadiusz Moryto wykorzystał karnego, gdyby Antoni Łangowski nie trafił dwa razy w szwedzkiego bramkarza i gdyby jeszcze akcje w ataku były płynniejsze, szybsze. To tyle mankamentów i mimo to świetne 20 minut? Tak, bo do tego była dobra obrona, szukanie rozwiązań w ataku między innymi z kołowym i trzy razy świetnie udało się znaleźć Macieja Gębalę. Trudniej znajdowało się Kamila Syprzaka, rzadziej skrzydła, ale swoje też w bramce poodbijał "Loczek". Adam Morawski obronił w pierwszej połowie sześć rzutów i karnego. Trafiali z drugiej linii Maciej Majdziński, Szymon Sićko, a po indywidualnych wejściach w obronę też Michał Olejniczak, Maciej Pilitowski i Moryto. Między 13. a 19. minutą Polacy trafili sześć razy z rzędu i prowadzili 10:7. Oczywiście pomagały im starty Szwedów, ale za darmo piłki nie dostawaliśmy. Gdy po 20 minutach i przerwie na żądanie szwedzkiego trenera gospodarze odwzajemnili się... też sześcioma kolejnymi bramkami i prowadzili 12:10, wydawało się że to by było tyle w wykonaniu Polaków w tym meczu. A tymczasem to był tylko przestój, bo na więcej "Biało-Czerwoni" gospodarzom nie pozwolili. Do przerwy schodzili tracąc jednego gola (13:14), a mogło być jeszcze lepiej gdyby Jan Czuwara trafił karnego. Ale po to chyba Patryk Rombel go do tej siódemki wyznaczył, by młody zawodnik zaliczył swój pierwszy stres przy karnym. W drugiej połowie odpalił w polskim zespole Szymon Sićko. Młody rozgrywający Górnika Zabrze (wypożyczony z PGE Vive Kielce) bez kompleksów ładował z drugiej linii aż miło. W całym spotkaniu zdobył 8 goli (na 14 rzutów). Kapitalny przechwyt i gola z kontry zaliczył Arkadiusz Moryto i w 40. minucie był remis po 20. Dopiero wtedy się coś zacięło. Dwie straty Rafała Przybylskiego i brak sposobu na zatrzymanie podającego Ekdahla i rzucającego z koła Andreasa Nilssona. Szwedzi w parę minut odskoczyli na 5 goli i Polacy mogli sobie nie zaprzątać głowy zwycięstwem i skupić się na robieniu dobrego wrażenia. I to im wychodziło może nie tak dobrze jak wcześniej, ale z pewnością taki mecz mogą sobie zapisać na plus. Pięć minut przed końcem przegrywali tylko 24:26 a mogli jeszcze niżej ale Rafał Przybylski z karnego - trzeciego zmarnowanego przez Polaków w tym meczu - trafił w poprzeczkę. Polska z trzema porażkami zakończyła mistrzostwa na ostatnim miejscu w grupie. "Biało-Czerwoni" szykują się na dwuetapowe play offy w eliminacjach do mistrzostw świata w Egipcie w 2021 roku - dwa dwumecze odbędą się w kwietniu i czerwcu i nasz zespół nie będzie w nich rozstawiony. Leszek Salva, Goeteborg