Polska czy Szwecja? Dołącz do dyskusji na forum! Tabela grupy II mistrzostw Europy wydaje się, jakby była stworzona dla Polaków. Prowadzi Francja z sześcioma punktami, potem trzy drużyny z czterema: Chorwacja, Polska i Szwecja oraz nieliczące się Białoruś i Rosja bez punktów. Do półfinału awansują dwie najlepsze drużyny tej fazy. Każdej z drużyn zostały do rozegrania dwa mecze. Polakom wystarczy obydwa wygrać - ze Szwecją i Chorwacją - żeby zająć jedno z dwóch pierwszych miejsc w grupie i zapewnić sobie prawo walki o medale. To wydaje się tak bliskie i tak dalekie zarazem. Kluczowe dla wyniku Polaków na turnieju będzie wieczorne spotkanie ze Szwedami. W przypadku zwycięstwa "Biało-czerwoni" wyprzedzą "Trzy Korony" w tabeli, a że naszych sąsiadów przez Bałtyk czeka jeszcze arcytrudny pojedynek z Francją, to byłoby więcej niż pewne, że oni nas już w tabeli nie wyprzedzą. Gwarantowałoby to nam trzecie miejsce w grupie i prawo gry o 5. lokatę na mistrzostwach. A to już byłby wynik więcej niż dobry. Tak samo dobry, jak i ponad stan. Ostatnim spotkaniem fazy głównej będzie pojedynek z Chorwacją, której nie udało nam się pokonać w meczu o stawkę od czasów prehistorycznych, czyli jeszcze przed erą Bogdana Wenty. I w przypadku pokonania Szwedów będzie to dla nas pojedynek o półfinał. To tyle, jeśli chodzi o teoretyczne możliwości. Praktyka wskazuje jednak na to, że o ile Szwedzi nie są zespołem poza naszym zasięgiem, to Chorwaci są dwie półki wyżej. W ciągu ostatniego roku ze Szwecją spotykaliśmy się trzy razy. W eliminacjach do duńskiego Polska przegrała wyraźnie (21-28) w Malmoe i wygrała rewanż w Gdańsku 22-18 dzięki genialnej postawie Sławomira Szmala w bramce. Drugi raz pokonaliśmy Szwedów 2 listopada w Hamburgu na turnieju Supercup 2013 (29-28). Te wyniki dają realne podstawy, by dzisiejsze zwycięstwo nie było marzeniem ściętej głowy. Z Chorwacją sprawa jest o niebo trudniejsza. Na palcach jednej ręki można policzyć turnieje w ostatnich dziesięciu latach, w których Hrvatska nie była w czwórce. Wybierani najlepszym zawodnikami globu i wielkich turniejów Duvnjak, Vori, Czupić, Alilović oprócz najwyższej światowej klasy mają jakiś tajemny patent na Polaków, którym nie udaje się z nimi nawet nawiązać walki w kolejnych ważnych meczach. ME w Norwegii 2008, MŚ w Chorwacji 2009, ME Europy w Austrii w 2010 i MŚ w Szwecji 2011. Jedyny wyjątek to igrzyska w Pekinie w 2008, gdzie wygraliśmy 27-24. Szybę oddzielającą Polaków od półfinału, tworzą nie tylko Chorwaci ze swoim superzespołem. To też to, co prezentuje nasz zespół. Szwedzi głośno mówią, że "są pod wrażeniem gry Polaków". Nie ma w tym chyba zbyt dużo kurtuazji. Wrażenie potęgują wyniki "Biało-czerwonych" zwłaszcza w połączeniu z prezentowaną przez nich grą. Wymęczona wygrana z Rosją, cud w spotkaniu z Białorusią i bardzo dobra gra przegranym, niestety, pojedynku z Francją. Plus mecz z Serbią, w którym ani gry ani wyniku nie da się ocenić pozytywnie. Z 240 minut gry na mistrzostwach Polacy na plus zapiszą godzinę z Francją, pół godziny z Rosją, 10 minut z Serbią i 5 minut z Białorusią. To około 100 minut gry pozytywnej. Zostaje 140 minut, o których lepiej milczeć. Dlatego rzeczywiście można być pod wrażeniem, że mimo takiej chimerycznej postawy Polska nadal liczy się w walce, bądź co bądź, o półfinał. Trudno oprzeć się - nomen omen - wrażeniu, że gra drużyny Michaela Bieglera opiera się w znacznej mierze na improwizacji. Trzeba być nie lada znawcą, by wyłapać typowe dla naszej siódemki zagrywki, rozwiązania taktyczne, ustawienie. Być może na tym polega trudność dla rywali, że Polaków nie da się rozpracować, bo przecież chyba nawet oni sami nie wiedzą, jak zagrają. Polska to zespół z kilkoma graczami, którzy należą do najlepszych na świecie na swoich pozycjach. Tylko dlaczego Michał Jurecki, motor napędowy trzeciej drużyny Europy Vive Targów Kielce, taran w ataku i mur w obronie, nie wchodzi na boisku od początku meczu, tylko pojawia się później, np. z Serbią w 50. minucie!? Dlaczego prezentujący się bardzo dobrze na tym turnieju Krzysztof Lijewski schodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Po co w drużynie jest Karol Bielecki, skoro przez 240 minut wypracowano dla niego jedną czystą sytuację do rzutu? A jeszcze w listopadzie na Supercup w Niemczech pełnił w drużynie rolę pierwszoplanową! Dlaczego musimy liczyć na cud w meczu z Białorusią, w której gra tak naprawdę jeden zawodnik? Przepaść między Siarhiejem Rutenką, a resztą jego zespołu jest olbrzymia. Tymczasem Polacy pozwalali gwiazdorowi Barcelony na wszystko, nawet nie próbując zmiany ustawienia z jego indywidualnym wyłączeniem. Według oficjalnych statystyk do dziewięciu goli dołożył sześć asyst, czyli miał udział przy połowie z 30 goli swojej drużyny. A na pewno są to statystyki zaniżone, bo spostrzegawczość liczących na wielkich turniejach zawsze pozostawia sporo do życzenia. Siłą Polaków są indywidualne zagrania, spryt i - trzeba to przyznać - bardzo dobra obrona z genialnym Szmalem w bramce. Polacy grają wolno, długo "malują" obronę rywala podając między sobą, by znaleźć lukę i zaatakować w pojedynkę. Mało wykorzystują skrzydłowych i kołowych. W sytuacji, gdy na turniej nie pojechał kontuzjowany Tomasz Rosiński, a daleki od dobrej formy jest Bartłomiej Jaszka, kadrze brakuje nominalnego rozgrywającego. Biegler z konieczności stawia na Mariusza Jurkiewicza, który i tak spisuje się bardzo dobrze, wykorzystując swoją nieprzeciętną inteligencję, nie tylko boiskową. Jeśli Polacy zbliżą się do poziomu zaprezentowanego przeciwko Francji, mogą pokonać Szwedów, a nawet sprawić niespodziankę z Chorwację. Wtedy z wielkim hukiem zbiją szybę dzielącą ich od półfinału. Pytanie tylko, czy potrafią ustabilizować formę i koncentrację na tak wysokim poziomie. Początek meczu ze Szwecją o godzinie 20.15. Jutro o tej samej porze spotkanie z Chorwacją. Transmisje w TVP 2 i TVP Sport. INTERIA.PL zaprasza na tekstową relację na żywo z meczu Polska - Szwecja Leszek Salva