- Trochę wieczorem dyskutowaliśmy ze sobą o tym, co się wydarzyło, ale prawdziwą analizę gry przeprowadziliśmy na dzisiejszej odprawie - powiedział 30-letni zawodnik Fuechse Berlin. Zapewne jednak nie były to zbyt wesołe nocne Polaków rozmowy i nie nastrajające do spotkań z mediami, co zresztą po porażce jest zrozumiałe, gdyż sztab szkoleniowy postanowił odwołać zaplanowany na wtorek briefing z dziennikarzami. Główną przyczyną straty punktów w spotkaniu z ekipą z Bałkanów była nadmierna liczba straconych szans. - O przegranej z Serbami przesądziły przede wszystkim niewykorzystane sytuacje. To się mści. Za dużo było źle rzuconych piłek i niepotrzebnie straconych bramek - ocenił Jaszka, który w 145 meczach w reprezentacji zdobył 250 goli. W środę Polacy zmierzą się z mistrzami olimpijskimi z Pekinu i Londynu, wielokrotnymi złotymi medalistami czempionatu świata i kontynentu Francuzami. Rozgrywający drużyny narodowej jest zdania, że ich też można pokonać. - Szanse na wygraną ma każdy, nawet z Francuzami. Przecież to też tylko ludzie. Może wysokie zwycięstwo nad Rosją (35-28 - red.) uśpi ich czujność i wejdą w mecz niezbyt dobrze skoncentrowani - stwierdził. Ale jednocześnie dodał: "Ciężko określić jak podejdą do spotkania z nami, przecież nie siedzimy w głowach ani Francuzów, ani Rosjan. Boisko zweryfikuje to, jak jesteśmy wszyscy przygotowani do turnieju". Podczas meczu z Serbami odniósł kontuzję, która jednak nie okazała się zbyt groźna. - Łokieć mnie pobolewa, ale nie jest źle - krótko skwitował swój stan zdrowia. Podopiecznych trenera Michaela Bieglera w środę czeka mecz z mistrzami olimpijskimi Francuzami, a rywalizację w grupie C pierwszej rundy ME zakończą piątkowym pojedynkiem z Rosjanami.