- Trochę czasu minęło. Gdy miałam 18 lat byłam systematycznie powoływana na kadrę i tak się uzbierało. To dla mnie bardzo miłe uczucie. Będzie jeszcze milsze, jeśli w dniu mojego dwusetnego występu wygramy mecz - dodała zawodniczka, która w styczniu skończy 33 lata. Do swojego jubileuszu Grzyb, znana pod panieńskim nazwiskiem Polenz, nie przywiązuje specjalnej wagi. - Na pewno jest to szczególne osiągnięcie, jednak tak bardzo się nim nie ekscytuję, bo najważniejsze jest, żeby cała drużyna odnosiła jak najwięcej sukcesów. Na turnieju w Hiszpanii w Maladze przypadkowo zerknęłam na listę zawodniczek i wtedy dowiedziałam się, że zbliżam się do dwusetki - zaznaczyła. W reprezentacji, w której zadebiutowała w listopadzie 2001 roku, w 199 spotkaniach zdobyła 490 goli. Najmilej wspomina występy w MŚ i ME. - Najgorsze momenty wymazuję z pamięci, a te najlepsze wiążą się głównie z mistrzostwami. ME na Węgrzech chyba będą już piątymi z moim udziałem (grała w MŚ w 2005, 2007 i 2013 oraz ME 2006 - PAP). Imprezy mistrzowskie są inne, szczególne, czuje się tę atmosferę, specyficzny klimat - wyjaśniła. Grzyb, która w drużynie prowadzonej przez duńskiego szkoleniowca Kima Rasmussena jest rekordzistką pod względem liczby występów i wyprzedza nawet kapitan biało-czerwonych Karolinę Kudłacz (rozgrywająca HC Lipsk ma za to w dorobku 665 bramek w 131 meczach), bardzo przeżywa każde rozstanie z rodziną. - Rok temu było tak samo. Najgorzej znosi to moja córeczka Amelka, która w styczniu skończy cztery latka. Gdy przed wyjazdem na Węgry miałyśmy dwa dni wolnego to nie odstępowała mnie ani na krok. Jak zobaczyła, że się pakuję to stanowczo oznajmiła, że jedzie ze mną. Już wtedy było nam bardzo smutno. Ale wiem, że te wyjazdy kiedyś się skończą i będę z nią. Ja to też bardzo źle znoszę, bo przychodzi taki dzień, kiedy chce się tylko płakać, bo mam świadomość, że to małe dzieciątko siedzi w domu i tęskni - powiedziała zawodniczka Startu Elbląg. Jak podkreśliła, gdy wychodzi na boisko to już o tym nie myśli i koncentruje się na grze. W domu zawsze może liczyć na wsparcie bliskich. - Obecnie dzieckiem opiekuje się mąż. Chce przyjechać na Węgry, żeby mnie wspierać. Wtedy córeczką zajmie się babcia. Gdy wyjeżdżam wszystkie obowiązki spadają na męża. Zawsze go podziwiam, że w takich momentach mnie wspiera i tak świetnie sobie radzi - zaznaczyła. W Gyoer Polki będą rywalizować z drużyną gospodarzy, Hiszpanią i Rosją w grupie A turnieju finałowego mistrzostw Europy. W ocenie reprezentacyjnej skrzydłowej przeciwniczki są bardzo mocne. - Nie ma co patrzeć na to, że np. Rosjanki w ostatnich latach grały nieco słabiej. Będziemy musiały bardzo się starać, żeby wyjść z tej grupy. Hiszpanki grają bardzo szybko. Spotkałyśmy się z nimi parę dni temu w Maladze. Trzeba będzie ostro się sprężyć. Przede wszystkim - obrona, obrona, obrona. W drugim meczu zmierzymy się z Węgierkami, które będą miały dodatkowego zawodnika w kibicach. Na koniec mamy pojedynek, który może zadecydować o awansie, z Rosjankami - wspomniała Kinga Grzyb.