Były najlepszy prawoskrzydłowy świata wyjechał do Kataru prawie dwa miesiące temu. Wcześniej miał zakończyć karierę, ale dostał propozycję lukratywnego zarobku w lidze katarskiej. Pojechał i podpisał roczny kontrakt. - Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało kłopotów. Poprosili o paszport, żeby wyrobić mi tamtejsze dokumenty. Pytałem co drugi dzień, kiedy oddadzą, ale mówili "maybe tomorrow" - opowiada Jurasik. Dopóki grał, wszystko było ok. Zespół El-Jaish wygrał wszystkie sparingi przed najważniejszym startem - Azjatycką Ligą Mistrzów rozgrywaną w stolicy Kataru, Doha. Ale wtedy szejkowie zrobili rewolucję - zwolnili chorwackiego trenera Ivicę Obrvana, a jego rodakom oraz zawodnikom z Egiptu, Tunezji i właśnie Jurasikowi zaproponowali obniżenie kontraktów, na co ci się nie zgodzili. Nowym trenerem został Słoweniec prowadzący też katarską kadrę. Efekt? Dwa pierwsze mecze Ligi Mistrzów El-Jaish przegrał, więc szejkowie wyrzucili też Słoweńca. - Mieliśmy szansę wygrać ten turniej, a po tych roszadach El-Jaish zagra o siódme miejsce - opowiada Jurasik. Gdy nie przystał na obniżenie kontraktu, usłyszał, że może wracać do Polski. Ale paszport oddadzą mu "maybe tommorow". - I dodawali jeszcze Insza'allah, co znaczy "jak Allah da". Poszedłem do polskiego konsulatu w Doha i tam pracownicy skontaktowali się z klubem. Klub obiecał, że paszport i wizę wyjazdową dostanę w czwartek. Ale w czwartek w klubie usłyszałem, że brakuje jednego podpisu jednego pracownika. Kiedy będzie? "Maybe tomorrow" i "jak Allach da". W piątek i sobotę oni nie pracują, ale w niedzielę też nic nie było. W poniedziałek znów pójdę do konsulatu - opowiada były zawodnik Vive Targów Kielce. Mariusz Jurasik od miesiąca siedzi w hotelu w Doha i... nic nie robi. - Marzę już tylko, żeby wrócić do Polski - mówi. Leszek Salva