Obrońcy tytułu najlepszej drużyny Europy do każdego kolejnego spotkania przystępują z coraz wyżej zawieszoną poprzeczką, i to na własne życzenie. Ostatni mecz w Lidze Mistrzów, wygrany pojedynek ze słoweńskim Celje Pivovarna Laśko był 18. kolejnym meczem bez porażki w tych rozgrywkach i w takim rankingu kielczanie zrównali się już Barceloną. Tymczasem do każdego kolejnego spotkania kielczanie przystępują w coraz trudniejszej sytuacji. Kontuzjowani są Michał Jurecki, Patryk Walczak i Piotr Chrapkowski. W tygodniu przed meczem leczyli się Mariusz Jurkiewicz, Karol Bielecki i Paweł Paczkowski, a już tydzień temu Krzysztof Lijewski grał po silnej grypie leczonej antybiotykami. I jeszcze dochodzi półtora miesiąca grania co trzy dni i choć w polskiej lidze bardziej od niektórych meczów męczą dojazdy na nie, to jednak męczą. I w takich okolicznościach przyrody Vive Tauron Kielce przyszło zagrać z jedną z najlepszych drużyn Europy, mistrzem Niemiec, Rhein Neckar Loewen. Zespołem, który ma chyba jeszcze trudniej niż kielczanie, bo występy w Lidze Mistrzów dzieli z grą w ciągle najsilniejszej lidze świata - Bundeslidze. I choć kadrowo trener Nicolai Jacobsen ma większe pole manewru od Dujszebajewa, to w swojej lidze żadnego meczu nie może potraktować ulgowo i odbija się to nieco na wynikach. Do Kielc "Lwy" z Mannheim przyjechały z przeciętnym kontem w LM: porażką w Brześciu, remisem w Segedynie i minimalnymi wygranymi u siebie z Celje i Kristianstad. Może to trochę uśpiło kielczan, może wspomniane wyżej inne powody wpłynęły na przebieg meczu. Po względnie wyrównanym pierwszym kwadransie goście wyszli na prowadzenie, które już w 21. minucie było trzybramkowe (13:10). "Lwy" korzystały ze świetnej dyspozycji szwajcarskiego rozgrywającego Andy Schmida, który czasami w czarodziejski sposób znajdował na kole Rafaela Baenę i ten aż cztery razy pokonywał Filipa Ivića. Ivića, który i tak bronił znakomicie i chronił swój zespół przed większą stratą. Loewen mieli też w składzie jeszcze jednego geniusza, Madsa Larsena. Ciemnoskóry Duńczyk rzucał jak chciał i kiedy chciał i robił różnicę w ataku. I jeśli tamtych nazwiemy geniuszami, to brak określenia na to, co wyprawiał w bramce Mikael Appelgren. Szwed w całym meczu odbił 16 rzutów i wszystkie zachwyty nad formą Ivića w poprzednich meczach, teraz można z czystym sumieniem przepisać na Szweda. Niemiecki zespół z niemiecką precyzją i niemiecką konsekwencją realizował swój plan w ataku w każdej akcji. Kielczanie z kolei byli zagubieni, zdobywali gole po indywidualnych akcjach i zwyczajnie widać było, że mają bardzo pod górkę. Ciężki żywot na kole miał Julen Aginagalde, obściskiwany niemiłosiernie przez obrońców. Do skrzydłowych doszło tyle podań, że palców jednej ręki było dość. A w obronie środek był jak z papieru - to tam trafiały podania do kołowego i tamtędy przeważnie rzucał Larsen. A najgorsze, że ten plan Lwy realizowały zupełnie bezkarnie. W drugiej połowie obraz się nie zmienił, z tym że "Lwy" włączyły nitro. Takie piorunujące doładowanie dało im cztery pierwsze bramki po przerwie. Kwadrans do 45. minuty wygrali 10:3. Pierwszego gola z akcji kielczanie zdobyli po 10 minutach drugiej połowy. Niemcy czuli, że mogą dziś dokonać czegoś wielkiego i grali po prostu perfekcyjnie. Piorunująca skuteczność w ataku, mur w obronie, z w takiej formie dzisiaj chyba wygrali by z każdym i wszędzie. 10 minut przed końcem wygrywali już 29:20 i gospodarzom zajrzało w oczy widmo kompromitacji, ale na szczęście skończyło się po prostu porażką. Wysoką, bo 8 golami. Niespodziewaną, bo po 18 spotkaniach bez przegranej. Bolesną, bo we własnej hali. Bolesną podwójnie, bo ostatni raz tej goryczy zaznali w marcu 2015 roku z Montpellier, czyli ponad półtora roku temu. Trochę wstydliwą, bo te poprzednie przymiotniki tyczą się bądź co bądź triumfatora Ligi Mistrzów, ale jednak to tylko jedna porażka. W poprzednim sezonie, gdy Vive Tauron Kielce sięgało w Kolonii po tytuł najlepszej drużyny Europy, w fazie grupowej rozgrywek przegrało dwa mecze. W grupie B nie ma już zespołu bez porażki, w grupie A została tylko Barcelona. Ale do Final Four droga daleka i kielczanie nie są w tej drodze ani o centymetr dalej od innych. Teraz w rozgrywkach Ligi Mistrzów przerwa między innymi na zgrupowania reprezentacji, kolejne spotkanie Vive Tauron Kielce zagra 12 listopada w Macedonii z Vardarem Skopje. Leszek Salva Vive Tauron Kielce - Rhein Necker Loewen 26-34 (15-16) Vive: Filip Ivić, Sławomir Szmal - Tobias Reichmann 4, Mateusz Kus 2, Julen Aginagalde 5, Karol Bielecki 8, Mateusz Jachlewski, Manuel Strlek, Krzysztof Lijewski 2, Mariusz Jurkiewicz 2, Paweł Paczkowski 1, Uros Zorman 1, Dean Bombac 1, Darko Djukić. Rhein Neckar: Andreas Palicka, Mikael Appelgren - Andre Szmid 6, Kim Ekdahl du Rietz 2, Gudjon Valur Sigurdsson, Dejan Manaskov 4, Rafael Gonzalez 7, Marius Steinhauser 3, Mads Larsen 5, Hendrik Pekeler 1, Patrick Groetzki, Michael Abt, Harald Reinkind 3, Gedeon Guardiola 1, Alexander Petersson 2. Kary: Vive - 4, Rhein-Neckar - 6 min. Sędziowali: Oscar Raluy Lopez i Angel Sabroso Ramirez (Hiszpania) Widzów: 4200. Wyniki pozostałych spotkań grupy B: IFK Kristianstad - Celje Pivovarna Lasko 29-29 Prvo Zagrzeb - Vardar Skopje 28-27 MOL-Pick Szeged - Mieszkow Brześć 24-22 Tabela: M Z R P bramki pkt 1. Vive Tauron Kielce 5 4 0 1 153-136 8 2. Vardar Skopje 5 4 0 1 148-131 8 3. Rhein-Neckar Loewen 5 3 1 1 151-143 7 4. MOL-Pick Szeged 5 2 1 2 132-133 5 5. Mieszkow Brześć 5 2 0 3 130-134 4 6. IFK Kristianstad 5 1 1 3 138-147 3 7. Celje Pivovarna Lasko 5 1 1 3 138-151 3 8. Prvo Zagrzeb 5 1 0 4 124-139 2