Nie ma dwóch takich samych meczów, a w tydzień można naprawić swoje błędy - tak mówili piłkarze ręczni Łomży Vive Kielce przed spotkaniem ósmej kolejki Ligi Mistrzów. Tydzień temu wygrali w Skopje 33-29 i była to bardzo cenne, bo rywal u siebie nie zwykł przegrywać, a do tego nadal jest najlepszą - tytularnie - drużyną Europy. Czerwcowy Final Four z oczywistych powodów został odwołany i najlepszy zespół poprzedniego sezonu mamy poznać dopiero w grudniu, a Vardar zdobył trofeum w 2019 roku. Początek środowego spotkania zadawał kłam temu, że nie ma dwóch takich samych meczów. Po kilku minutach Vardar prowadził w Kielcach tak jak u siebie - 5-1. I tak jak w Skopje za chwile było 10-10, a potem odjazd kielczan. Dobre interwencje Mateusza Korneckiego w bramce, skuteczna i do pewnej pozycji gra w ataku oraz agresywna obrona - przepis na dobry wynik i dobry mecz jest zawsze taki sam. Do szatni gospodarze schodzili prowadząc 18-12, ale nie takie cuda piłka ręczna widziała, więc do pełnego spokoju było jeszcze kawałek. Tyle że większe problemy mieli goście. Grając z niewielką liczbą zmian, mając mniej liczny i po prostu słabszy skład nie byli w stanie powalczyć o odwrócenie losów meczu. Udało im się dojść na chwilę na cztery gole, ale wygrana kielczan była pewna i niezagrożona. Co tym bardziej cenne, że musieli sobie radzić bez Igora Karačicia - kontuzja pachwiny oraz Andreasa Wolffa - przeziębienie. Co prawda Niemiec był w składzie, ale tylko na wypadek skrajnej niedyspozycji Mateusza Korneckiego. Tymczasem reprezentant Polski zagrał pierwszy raz w tym sezonie od pierwszej minuty w Lidze Mistrzów, pierwszy raz pełne 60 minut i nie pierwszy raz miał znakomitą skuteczność - w pierwszej połowie ok. 40 procent. W dodatku jego występ był... zaplanowany od tygodnia. - Po pierwszym meczu w Skopje trener powiedział, że w rewanżu wyjdę od początku i to dla mnie dobra informacja, wolę wiedzieć wcześniej i przygotować się mentalnie do występu - przyznawał polski bramkarz. W końcówce meczu, gdy wiadomo było, że nic mistrzom Polski złego się nie stanie, Tałant Dujszebajew wpuścił na parkiet taki skład: Kornecki - Tomasz Gębala, Michał Olejniczak, Cezary Surgiel, Krzysztof Lijewski, Arkadiusz Moryto. Wcześniej z dobrej strony pokazywał się też Szymon Sićko. Jednym obcokrajowcem był kołowy Artsem Karalek. I ten skład, oprócz tego że zbierał cenne doświadczenie w Lidze Mistrzów, pokazał też spore umiejętności. Gębala ładował bomby nie do obrony, Olejniczak pierwszy raz w LM prowadził grę mistrzów Polski, a 18-letni Surgiel nie pękał przed Stoiłowem i Čupiciem. O klasie Korneckiego i Moryty nie ma co się nawet rozpisywać i tylko żal, że Lijewski nie aspiruje do gry w reprezentacji Polski, a raczej do jej, być może, prowadzenia w przyszłości. Na razie jest drugim trenerem w Kielcach i razem z Tałantem Dujszebajewem będzie szykował zespół do kolejnego meczu w Lidze Mistrzów - w środę w Paryżu z PSG. lech Łomża Vive Kielce - Vardar Skopje 36:29 (18:12) Łomża Vive Kielce: Kornecki, Wolff - Vujović, Olejniczak 2, Sićko 2, A. Dujshebaev 7, Tournat 5, Lijewski 1, Kulesh 2, Moryto 7, Surgiel, Fernandez 2, D. Dujshebaev 1, Gębala 4, Karalek 3 HC Vardar 1961: Cantegrel, Ristovski - Walczak 1, Stoilov 4, Dimitrioski, Georgievski, Dissinger 4, Jotić 6, Kalarash 1, Gadza 1, Cupić 4, Taleski, Dibirov 7, Vuijn 1, Vekić, Mishevski Pierwsza siódemka Łomża Vive: Kornecki - Fernandez, Kulesh, A. Dujshebaev, Vujović, Moryto, Tournat