To, jak trudne zadanie czeka Tałanta Dujszebajewa w pracy z polską kadrą, było wiadomo. Po meczu z Serbią dowiedzieli się o tym kibice. Dosyć brutalnie. Litości dla fanów nie mieli nasi zawodnicy, dla naszych zawodników litości nie mieli Serbowie. Tak słabej reprezentacji Polski nie widzieliśmy od dawna. Porównania do meczu z Chorwacją na mistrzostwach Europy w Krakowie nasuwały się same, ale po pierwsze - tak źle nie było, po drugie - stawka o niebo inna, a po trzecie - inny nieco zespół dostawał baty i mimo wszystko nie przegrał przed meczem. Choć można to tak tłumaczyć, bo źle było od początku. W Ergo Arenie wszystko zaczęło się sypać, zanim cokolwiek zostało zbudowane. Trzy pierwsze odpowiedzi na gole Serbów jeszcze udało się sklecić, ale kolejnych już nie. Od stanu 3-4 w 7. minucie zrobiło się 3-11, bo grał jeden zespół. Zespół gości. Zawodzili ci, którzy wyszli na początku, a więc "stara" gwardia. Gubili piłkę Mariusz Jurkiewicz, Karol Bielecki i Krzysztof Lijewski, bronił (słabe) rzuty Polaków Strahinja Milić. A w obronie zamiast choćby namiastki wojowników stali wystraszeni, zagubieni i delikatni chłopcy. Gdy trener Dujszebajew zauważył, że "starzy" gry nie pociągną, zmuszony był wpuścić młodych, młodszych i debiutantów. To przypominało trochę naukę pływania dla małych dzieci - odważni rzucają brzdące na głęboką wodę, a te instynktownie uczą się pływać. Po 14. minutach meczu zanosiło się na pogrom i to pierwszej klasy - osiem bramek straty po niespełna kwadransie. Ale że w tym szaleństwie jest metoda Dujszebajew przekonywał nie raz. W 16. minucie pierwszy raz na boisku pojawiła się taka ekipa: Adrian Nogowski, Tomasz Gębala, Łukasz Gierak, Rafał Przybylski, Michał Daszek i kołowy Marek Daćko. Jedyny zagraniczny na parkiecie to bramkarz Piotr Wyszomirski (niemieckie Lemgo), a reszta to autorska reprezentacja polskiej ligi, która (z wyjątkiem Gębali) za granicę to na razie tylko na wakacje jeździła. Parę akcji się udało, jak świetne podanie Łukasza Gieraka do nowego skrzydłowego Adriana Nogowskiego na 10-16, jak parę "bomb" Tomasza Gębali i próby jego podań. To były światełka w tunelu, ale do tego trzeba było chociaż odrobinę poprzeszkadzać Serbom w obronie. A tu było słabo. Parę pozytywów na boisku było, ale takich bez optymistycznych wniosków na dalszą cześć spotkania. Z pewnością kapitalny interes zrobił prezes Vive Tauronu Kielce Bertus Servaas kupując skrzydłowego Darko Djukicia, który w Gdańsku tylko do przerwy zdobył sześć goli, pokazując że jest piekielnie szybki, znakomicie wyszkolony technicznie i nie ma nerwów, a do tego wyskok taki, że gola na 14-7 rzucił spod dachu Ergo Areny. Imponująco łatwo zdobywali gole dla Serbii Petar Nenadić, Nemanja Zelenović i Rastko Stojković, a przecież niedawno grali w polskiej lidze w drużynach z Kielc i Płocka i stąd trafili do ligi niemieckiej i Ligi Mistrzów. Sześć bramek straty do przerwy to i dużo, i mało, zależy co zespół zamierzał pokazać po przerwie. Trzeba przyznać, że próbował pokazać charakter i na początku z niezłym skutkiem, W 37. minucie "Biało-czerwoni" doszli Serbów na cztery gole (18-22) ciągle za mało jakości dodawali w obronie, więc 5-6 goli straty się utrzymywało. Tym razem jednak Dujszebajew stawiał na weteranów. Lijewski, Jurkiewicz, Jachlewski, Kus czy Daszek musieli ratować wynik, a przy nich i debiutantom zaczęło się grać lepiej. Na przykład dobre wejście zaliczył Krzystzof Łyżwa, który zdobył gola i wyrzucił rywala na dwie minuty. Przynajmniej były jakieś emocje, których po pierwszej połowie trudno się było spodziewać. Przynajmniej była walka i była nadzieja, że uda się odrobić starty. A jak Serbom się poprzeszkadzało w grze, to się gubili. I tak się działo, ale brakowało w tym konsekwencji, więc ciągle przeklęte pięć bramek się trzymało i dopiero, gdy wszystkie szanse umarły śmiercią naturalną, Polacy pogodzili się porażką i przegrali 32-37. Porażka na starcie eliminacji do mistrzostw Europy i do tego we własnej hali jest przykra i bolesna, ale jeszcze nie przewraca wszystkiego do góry nogami. W innym meczu naszej grupy Białoruś przegrała, także u siebie, z Rumunią 23-26, choć to Rumuni mieli być outsiderem grupy. To oznacza, że różne wyniki będą się zdarzać, bo nie tylko Polacy przemeblowują kadrę, a trzeba pamiętać, że wróci do niej wkrótce Michał Jurecki i Piotr Chrapkowski. W niedzielę "Biało-czerwoni" zagrają w Kluż-Napoka z Rumunią. Początek spotkania o godz. 19.00. Leszek Salva, Gdańsk Polska - Serbia 32-37 (14-20) Polska: Piotr Wyszomirski, Sławomir Szmal - Karol Bielecki 6, Tomasz Gębala 5, Michał Daszek 4, Mateusz Jachlewski 3, Krzysztof Lijewski 3, Adrian Nogowski 2, Krzysztof Łyżwa 2, Mateusz Kus 2, Rafał Przybylski 2, Marek Daćko 1, Kamil Syprzak 1, Mariusz Jurkiewicz 1, Łukasz Gierak. Serbia: Strahinja Milić, Darko Arsić - Petar Nenadić 10, Rastko Stojković 7, Nemanja Zelenović 7, Darko Djukić 6, Żarko Sesum 3, Nemanja Ilić 3, Ilija Abutović 1, Bogdan Radivojević, Dobrivoje Marković, Momir Rnić, Mijajlo Marsenić. Sędziowali: Jewgienij Zotin i Nikołaj Wołodkow (Rosja). Kary: Polska - 6 min; Serbia - 6 min. Widzów: 10000. <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/polska-serbia-w-el-me,4553" target="_blank">Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Polska - Serbia</a> <a href="http://m.interia.pl/na-zywo/relacja/polska-serbia-w-el-me,id,4553" target="_blank">Zapis relacji na urządzenia mobilne</a>