Dwa razy Barcelona, Real Madryt, Anderlecht i Panathinaikos - to rywale drużyny z Krakowa w walce o Champions League. Wszyscy wyżej notowani, a hiszpańskie kolosy trudno w ogóle porównać z polskim klubem. Dlatego rozumiejąc rozczarowanie właściciela Wisły Bogusława Cupiała, że jego zespół w Lidze Mistrzów nigdy nie zagrał, nie robiłbym z tego w tej chwili wielkiej tragedii. Przeszłość nie była w tym względzie świetlana, ale też przecież nie jakaś zawstydzająca. Porażki mistrza Polski były w zasadzie czymś logicznym, problem polega na tym, by tym razem Cupiał jeszcze raz uwierzył w swoją szansę. A właściwie dał szansę swojej Wiśle. W ostatnich latach zespół był regularnie osłabiany. Odejście Kosowskiego, Żurawskiego, Szymkowiaka, Frankowskiego, czy Błaszczykowskiego to już w szybko zmieniającym się świecie piłki niemal prehistoria, ale drużyna, która za siedem dni remisując bądź wygrywając ze Śląskiem w Krakowie podniesie trofeum za mistrzostwo Polski siódmy raz w ostatnich jedenastu latach, potrzebuje wzmocnień. Bo na kilku pozycjach bardzo się postarzała. Warto pomyśleć o tym, by nie tylko nie sprzedać czołowych graczy, ale jeszcze sprowadzić nowych traktując to jako inwestycję, która może się zwrócić. Bo jest szansa, że po reformie eliminacji do LM, polski klub trafi wreszcie na rywala w swoim zasięgu. Tak zwana era Cupiała jest najlepszym okresem Wisły w całej jej historii - biorąc pod uwagę dokonania w kraju (sześć tytułów mistrzowskich, siódmy w drodze). Do szczęścia brakuje awansu do Ligi Mistrzów, w której zespołu z Polski nie było od 13 lat. Wisła będzie miała pewnie kolejną okazję, może warto ją potraktować jakby była ostatnia. DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU