- Od tego wieczoru do końca życia będę kibicował waszemu klubowi! - mówił rozpromieniony Holender, który był gościem specjalnym na meczu 21. kolejki Orange Ekstraklasy, w którym lubinianie zremisowali z Łódzkim KS 1:1. Tom jest człowiekiem wyjątkowym, choć na pozór nic go nie wyróżnia spośród tłumu. Wysoki, szczupły gość, jakich wielu chodzi po ziemskim padole. Na co dzień pracuje w firmie przewozowej. Dzięki temu zajęciu może nie tylko zarabiać na chleb, lecz także spełniać swoje marzenia. Te piłkarskie. Jego pasją jest bowiem jeżdżenie na mecze zespołów z całej Europy, a następnie dokumentowanie tych podróży. Owocem tej objazdówki będzie książka, na której karty Holender przeleje wszystkie swoje wrażenia z piłkarskich stadionów. - Pierwszy mecz wyjazdowy, na który się wybrałem, odbył się w Pradze w 1995 roku - zaczął swoją opowieść Tom. - Było to spotkanie reprezentacji Czech i Holandii. I choć Oranje przegrali 1:3, to jednak dla mnie to był jeden z najważniejszych, o ile nie najważniejszy, dzień w życiu. Byłem oszołomiony, tym co się działo na trybunach. Wychodziłem ze stadionu upojony tamtą atmosferą. Tamtego wieczoru uświadomiłem sobie, że piłka nożna jest kapitalnym widowiskiem, w którym warto brać udział. Nie namyślając się długo Bodde zaczął regularne wycieczki po piłkarskiej Europie. Początkowo odwiedzał stadiony najsłynniejszych klubów na Starym Kontynencie. Podczas każdego wyjazdu nieodłącznie towarzyszył mu aparat fotograficzny, którym Tom wykonał całą masę zdjęć. - Najpierw była to tylko przyjemność, realizowanie pasji. Z czasem pomyślałem jednak, że warto byłoby udostępnić te piękne wspomnienia i zdjęcia innym kibicom. Zacząłem zatem pilnie zapisywać sytuacje, w których się znalazłem, wizyty na różnych stadionach. W szczególności skupiałem się na reakcjach fanów, bowiem mecz to jedno, a wspaniały doping to zupełnie inna strona piłkarskiego święta. Nie ukrywam, że wizyty na stadionach są dla mnie szczególnie istotne przede wszystkim z tego drugiego powodu - wyjaśnił pasjonat. Z czasem zaczął on interesować się losami klubów znajdujących się niejako w cieniu tych sławnych nazw. Przestały go szczególnie zachwycać wizyty na obiektach Barcelony, Celticu Glasgow, Chelsea, czy Milanu, a zaczęła pociągać egzotyka niektórych miejsc. - Wiesz, kluby które wymieniłem, mają miliony kibiców rozsianych po całym świecie. Codziennie w środkach masowego przekazu przewijają się szczegółowe informacje na temat tego, co się w nich dzieje. Postanowiłem, że będę odwiedzał stadiony z krajów mniej znanych piłkarsko - wyjaśnił kibic. Systematycznie przegląda on portale w różnych językach poświęcone wszakże tylko piłce nożnej. Zwraca uwagę na galerie zdjęć ze spotkań ligowych i wybiera ten klub, którego oprawa meczowa w wykonaniu fanów wydaje mu się najciekawsza. Tak trafił na Zagłębie Lubin. - Przeglądając polskojęzyczną witrynę wpadło mi w oko zdjęcie z meczu lubińskiej drużyny. Błyskawicznie odnalazłem strony poświęcone temu klubowi i przejrzałem fotosy z meczów. I już po chwili wiedziałem, że ja muszę być na tym stadionie podczas meczu piłkarskiego! Postanowiłem wybrać się na spotkanie z Łódzkim KS - mówił Tom Bodde. Wstęp do wyjazdu jest zawsze taki sam. Holender z wyprzedzeniem wysyła maila z prośbą o zarezerwowanie biletu na dany mecz. Jeśli otrzyma potwierdzenie, to w określonym czasie wsiada w auto, by przemierzyć kawałek Europy i znaleźć się w wymarzonym miejscu. - Najczęściej płacę za wejściówkę, choć będąc na meczu w Malmoe dostałem od władz klubu bilet w prezencie. Jednak tego, co zastałem w Lubinie zupełnie się nie spodziewałem. Mogłem z perspektywy murawy przekonać się, jak wygląda mecz Orange Ekstraklasy. Miałem również możliwość zrobienia świetnych zdjęć. Przede wszystkim poniosła mnie jednak wspaniała atmosfera, jaką stworzyli lubińscy fani. Dopingowali oni swoich piłkarzy przez cały mecz, a po końcowym gwizdku, mimo niekorzystnego wyniku, podziękowali swoim zawodnikom za grę - mówił rozentuzjazmowany fan, dodając. - Byłem na San Siro, Santiago Bernabeu, czy Stamford Bridge. Może zabrzmieć to dziwnie, lecz wizyta na stadionie Zagłębia była dla mnie czymś niepowtarzalnym. To nic, że nie jest to tak nowoczesny obiekt jak te, o których wspomniałem. Ma on jednak swojego ducha, a doping kibiców naprawdę zapiera dech w piersiach! Holender znał już wcześniej paru polskich piłkarzy. - Kojarzę Tomasza Hajto, który kilka lat temu grał w Schalke Gelsenkirchen. Pamiętam także Tomasza Iwana i Tomasza Rząsę. Znam też Andrzeja Niedzielana z NEC. On grał w Lubinie? Naprawdę? - dziwił się Tom, który by trafić na mecz, musiał przemierzyć autem ponad osiemset kilometrów. Podróż była ciężka, ale chłopak nie żałował. - Byłem w Polsce już parę razy, przejazdem, pracując, ale także na wakacjach. Zwiedziłem wówczas Gdańsk, Kraków, Warszawę. To piękne miejsca i równie wspaniałe wspomnienia, lecz żadne z nich nie może się równać z tym, co przeżyłem w Lubinie. Mogę zdradzić, że dzień później byłem w Szczecinie, by obejrzeć mecz z udziałem Pogoni Szczecin. Jednak w porównaniu z wizytą na stadionie Zagłębia, nie ma nawet o czym mówić. Odtąd będę mocno ściskał kciuki za ten klub. Liczę, że na koniec sezonu wzniosę symboliczny toast za tytuł mistrza Polski zdobyty przez tą drużynę! - zakończył pasjonat futbolowej atmosfery.