INTERIA.PL: Transfer do Lecha miał być dla Pana dużym krokiem w piłkarskim rozwoju, ale czy rzeczywiście tak będzie? Hubert Wołąkiewicz: - Jeżeli uda mi się przejść już teraz, to na pewno tak. Jeśli jednak najbliższe pół roku spędzę w rezerwach, to na pewno będzie to dla mnie krok w tył, dlatego mam nadzieję, że dołączę do poznańskiego zespołu już teraz. Ktoś z Lechii dał już panu do zrozumienia, że zostanie Pan zesłany do rezerw? - Nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. O moim zesłaniu dowiedziałem się od dziennikarzy. Czy trener zamierza Pana zabrać na pierwsze zgrupowanie? - Proszę zapytać trenera. Rozmawiał Pan z trenerem Kafarskim na temat odejścia do Poznania? - Nie. Jak zatem będzie Pan starał się utrzymać dobrą formę? - Z pewnością nic nie zastąpi treningu z drużyną i rytmu meczowego, ale niewykluczone, że będę musiał indywidualnie dbać o przygotowanie fizyczne. Mam jednak nadzieję, że będę miał pozwolenie na treningi z pierwszym zespołem. Gdański klub nie był na tyle zdeterminowany, aby przedłużyć z Panem kontrakt? - Lechia przedstawiła mi ofertę, ale myślę, że w tej kwestii nie zrobiono wszystkiego, dlatego też postanowiłem zmienić klub. Kiedy rozpoczął Pan pierwsze negocjacje z Lechem Poznań? - Tuż po Nowym Roku rozpocząłem pierwsze rozmowy z poznańskim klubem. Dość szybko porozumiał się Pan z nowym klubem. - Owszem, wiem, że niektórzy zarzucają mi naruszenie przepisów. Zapewniam jednak, że tak nie było. Myśli Pan, że oba kluby będą próbowały dogadać się przed zamknięciem okna transferowego? - Mam taką nadzieję. Myślę, że zawarte porozumienie byłoby korzystne dla obydwu stron. W poniedziałek nasza drużyna rozpoczyna przygotowania do rundy wiosennej. Chciałbym, żeby do tego czasu wszystko się już wyjaśniło. Rozmawiał Konrad Kaźmierczak