Pytanie o najdroższego piłkarza w historii jest mniej jednoznaczne, niż się na pozór wydaje. Zwykle pada w odpowiedzi nazwisko - Cristiano Ronaldo, za którego latem 2009 roku Real Madryt zapłacił Manchesterowi United 94 mln euro. A może najdroższy jest jednak Zlatan Ibravimović: po zsumowaniu sześciu kwot transferowych wydanych na Szweda przez Ajax, Juventus, Inter, Barcelonę, Milan i PSG otrzymujemy niebotyczną liczbę 180 mln euro. Po podpisaniu przez Ronaldo nowego kontraktu z "Królewskimi" Portugalczyk i Szwed brylują też na liście najlepiej zarabiających piłkarzy na świecie. Nikogo to nie szokuje, obaj zaliczani są do ścisłej elity, w tym sezonie, wobec zdrowotnych kłopotów Leo Messiego, ci dwaj to najskuteczniejsi gracze w Europie. Ibrahimović ma 8 goli w lidze francuskiej i 7 w Champions League, Ronaldo 16 w Primera Division i 8 w najważniejszych rozgrywkach klubowych. Nieskazitelna technika, spektakularność, muskuły, nadludzka wydolność, fantazja - cokolwiek powiedzielibyśmy o Ibrahimoviciu nadejdzie moment, w którym porównywanie go do Ronaldo przestanie być uzasadnione. Wystarczy spojrzeć na trofea, w gablotach Szweda są wyłącznie krajowe, kolekcjonowane w Holandii, Hiszpanii, Francji i hurtowo we Włoszech. Wielkim kompleksem Zlatana pozostaje Liga Mistrzów, nigdy nie zagrał w finale, a do 2011 roku, nie zdołał nawet zdobyć bramki w fazie pucharowej. Przełamał się dopiero w barwach Barcelony ocierając o trzydziesty rok życia. Ten "filozof" Transfer do klubu z Katalonii był największą zawodową traumą Szweda. Wcześniej każdy trener robił dokładnie to, co chciał "Ibra". Pep Guardiola, ten "filozof", jak z całą możliwą siłą ironii i pogardy nazywa go Zlatan, ośmielił się nie paść na kolana wobec skali talentu szwedzkiego geniusza. Zaślepiony furią poharatanego ego Ibrahimović nie zdaje sobie nawet sprawy jak jego nieudana katalońska przygoda obciąża obecnego szkoleniowca Bayernu. Pep zrobił dla Barcelony więcej niż jakikolwiek inny trener, ale na przeciwnej szali zawsze pozostanie tym, który dokonał najgorszego transferu. Rok gry Zlatana na Camp Nou kosztował Katalończyków blisko 60 mln euro! W tym sensie Szwed także jest rekordzistą. Liga Mistrzów najmocniej "zadrwiła" z "Ibry" właśnie w feralnym sezonie 2009-2010, kiedy opuszczał Inter, by ugruntować hegemonię broniącej trofeum Barcelony. Czuł, że jego miejsce jest między Messim, Xavim i Iniestą, a nie kumplami z San Siro, których, jak sobie wyobrażał, przerastał o głowę. Ci właśnie niedoceniani koledzy stanęli potem na drodze Barcy do wymarzonego finału na Santiago Bernabeu. Dla kogoś takiego jak Zlatan musiał to być jeden z najcięższych ciosów w życiu. Gdyby w środowisku piłkarskim przeprowadzić ankietę z pytaniem, co robi różnicę między Ronaldo i Ibrahimoviciem odpowiedź byłaby prosta i złożona zarazem. Charakter. Ankieta musiałaby być oczywiście anonimowa, bo posiadający czarny pas w teakwondo Szwed wiele razy udowodnił, że krytyki nie toleruje. Znany jest jego dialog z legendarnym trenerem Milanu Arrigo Sacchim, którego Szwed publicznie zbeształ jak dzieciaka za jakąś niemiłą mu teorię dotyczącą jego porażki w Katalonii. Po wyjeździe z Camp Nou urażony Ibrahimović wyśmiewał się z graczy Barcy, że idą na trening jak uczniaki, by bezwzględnie wykonywać polecenia nauczyciela. Sam miał w swojej karierze jeden autorytet i jednego przewodnika, któremu na imię Zlatan. Zbyt wiele razy ten nieomylny przewodnik prowadził go na manowce. Musiał być numerem 1 Nie wiadomo do końca, czy to sporty walki ugruntowały w Ibrahimoviciu przekonanie, że nie on ma służyć drużynie, ale drużyna jemu. Gdziekolwiek postawił stopę, musiał być numerem 1. Skala jego talentu i dominujący, porywczy charakter potrafiły wywołać uległość u kilku znanych trenerów. Można jednak zaryzykować optymistyczną tezę, że z biegiem lat Szwed uczył się przekuwać swoje cechy w atuty drużyny. W głośnym spotkaniu Niemcy - Szwecja w Berlinie, kiedy goście uratowali remis przegrywając 0-4 (56. min), w przerwie, w szatni płomienną przemowę do załamanych szwedzkich piłkarzy wygłosił nie selekcjoner, ale największa osobowość zespołu. A potem jeszcze zdobył gola na 1-4. Na takiego właśnie lidera liczą Szwedzi w jutrzejszym barażu z Portugalią o mundial w Brazylii. Każdy kibic ma w pamięci dziesiątki kuglarskich tricków, lub goli nieziemskiej urody tworzących legendę Zlatana Ibrahimovicia. Czas, by 32-letni piłkarz poświęcił się drużynie narodowej do tego stopnia, żeby lata, które spędził na boisku mogły pozostać w pamięci ludzi jako coś więcej niż kariera genialnego ekscentryka. Limit boiskowych szaleństw Zlatan dawno wyczerpał. Szwecja potrzebuje wodza takiego, jakim jest dla Portugalczyków Cristiano Ronaldo. Pierwsze, piątkowe starcie wygrał napastnik Realu Madryt zapewniając swojej drużynie przewagę 1-0 przed wtorkowym rewanżem w Sztokholmie. Choć Ronaldo też potrafi prowokować, zwykle jednak nie pozostawia wątpliwości, że wychodzi do gry służyć ogółowi. Czy Zlatan jest w stanie odpowiedzieć tym samym? Czy uratuje dla Szwecji mundialowe szanse? Powszechna opinia głosi, że Ronaldo ma w drużynie znacznie bardziej utalentowanych pomocników, dlatego odwrócenie losów rywalizacji przysporzyłoby Zlatanowi wiele splendoru. Od jego debiutu w 2001 roku Szwedzi grali na wszystkich wielkich turniejach z wyjątkiem mistrzostw świata w RPA. Nie dokonali jednak niczego spektakularnego, medale na mundialach zdobywały poprzednie pokolenia. Dla Ibrahimovicia Brazylia to być może ostatnia szansa. Czy zrobi wszystko, by jej nie przegapić? Chwali się przecież, że osiągnął właśnie szczyt możliwości. Gonią liderów Tak Ibrahimović jak Ronaldo są wiceliderami na listach najskuteczniejszych piłkarzy w swoich drużynach narodowych. Portugalczykowi brakuje trzech bramek do Pedra Paulety (47), Szwedowi też trzech do Svena Rydella (49). Trofea znów przemawiają jednak na korzyść Portugalczyka, Cristiano bywał już w strefie medalowej mistrzostw świata i Europy. Częściej bywało to, co prawda, na początku kariery, gdy grał u boku Luisa Figo. Odkąd przejął samodzielne władanie nad drużyną narodową, jest mu znacznie trudniej. Na Euro 2012 Portugalczycy znów otarli się o szczyt, na mundialu w Brazylii czuliby się jak u siebie. Co na to Zlatan stający przed jedną z ostatnich życiowych szans? Czyżby miał pozostać w pamięci fanów jako król bez korony? Jako prototyp Maria Balotellego, któremu pycha i problemy ze sobą nie pozwalają osiągnąć pozycji na szczycie? Szwed twierdzi, że czuje się najlepszy i niepotrzebna mu do tego Złota Piłka. Być może jakiś czas po zakończeniu kariery dojrzeje jednak do tego, by przyjąć w końcu ze zrozumieniem opinię innych o sobie. Czy poza przebłyskami geniuszu zademonstrowanego na boiskach wszystkich zakątków Europy, pozostanie po Ibrahimoviciu wspomnienie piłkarza spełnionego? Istotną rolę w tej kwestii może wypełnić jutrzejsza, druga część starcia z Cristianem Ronaldem. Dyskutuj na blogu autora Zobacz zestaw par barażowych w strefie europejskiej