- Ani w Krakowie, ani w Zabrzu moi zawodnicy wcale nie zagrali aż tak słabo. Rywale byli po prostu bardzo agresywni i grali naprawdę nieźle. Moi zawodnicy nie mieli nawet metra wolnej przestrzeni - tłumaczył w "Życiu Warszawy" trener legionistów, Jacek Zieliński. - Tymczasem murawa na tych boiskach jest poniżej krytyki. To uniemożliwiało nam szybką grę, a ułatwiało rywalom krycie. Stąd można było odnieść wrażenie, że piłkarze zbyt wolno poruszają się po boisku. Na pewno jednak robimy zbyt dużo prezentów rywalom - podkreślił szkoleniowiec. Zdaniem Zielińskiego błędy popełniane przez jego podopiecznych wynikają z nerwowości. - Otrzymaliśmy dwa potężne ciosy - stracone bramki i punkty w doliczonym czasie gry w meczach z Amicą i Cracovią. Po czymś takim nie jest łatwo się podnieść. Zawodnicy uznają, że brakuje im świeżości, co nie jest wcale prawdą. To tylko psychika. Po przegranym spotkaniu piłkarz czuje się jak zbity pies. Po wygranym, mimo że włożył w nie tyle samo sił, emanuje energią - stwierdził Zieliński, który jeszcze nie tak dawno był podporą defensywy Legii. Były znakomity obrońca nie zraża się pierwszymi niepowodzeniami w roli trenera. - Wręcz przeciwnie, mobilizuję się do bardziej wytężonej pracy. Mam w pamięci trenerów, którzy przy Łazienkowskiej odnosili sukcesy, choć na początku niezbyt im się tu układało - wyznał. - Muszę zrealizować postawiony cel, czyli zdobyć z drużyną prawo do gry w Pucharze UEFA, i liczę się z konsekwencjami, jeżeli temu nie podołam. Mariusz Walter kilka dni wstecz już dał wyraz zdenerwowania postawą zawodników. Nie da się ukryć, że piłkarze dostali po kieszeniach. Więcej jednak nie mogę na ten temat mówić - zakończył Zieliński.