W sobotę, 5 września, w eliminacjach mistrzostw świata podopieczni trenera Leo Beenhakkera zagrają w Chorzowie z Irlandczykami, a cztery dni później zmierzą się w Mariborze ze Słowenią. - Polski zespół, chcąc liczyć się w walce o wyjazd do RPA, musi w sobotę rozpocząć serię czterech zwycięstw. Presja będzie sprzymierzeńcem? Michał Żewłakow: Ogólnie presja chyba przeszkadza, ale my jesteśmy taką dziwną drużyną, która właśnie w momentach ekstremalnych potrafi z siebie wykrzesać wszystko, co najlepsze. Wtedy gdy wierzy w nas już tylko garstka ludzi, a większość nas przekreśliła. Wówczas potrafimy zrobić coś takiego, że zaskakujemy samych siebie. Okaże się czy jesteśmy poważną, ułożoną i dojrzałą drużyną, potrafiącą wyjść z trudnej sytuacji. - Wracają koszmarne wspomnienia z Belfastu, gdzie Polska przegrała pół roku temu 2:3, a Pan strzelił bramkę samobójczą? - Tylko wtedy gdy ktoś mi o nich przypomina. Ale ja już się uodporniłem, bowiem takie sytuacje są wpisane w nasz zawód. Teraz nie myślę o tym golu, czas zrobił swoje, ale okres do pierwszego meczu reprezentacji właśnie po tamtym nie był łatwy... Ostatnia potyczka towarzyska z Grecją (wygrana 2:0 - przyp. red) sprawiła, że nie tylko ja, ale cały zespół zapomniał o wpadce z Irlandią Północną. - Hasłem przewodnim jesiennych meczów będzie "czas na rewanż"? - Nastawiliśmy się już dawno na walkę na całego w tych konfrontacjach, które nam pozostały. Ale też wspominanie niechlubnego Belfastu trzeba zostawić daleko za sobą. - Polskiej reprezentacji - jak powiedział drugi trener Rafał Ulatowski - wyrwane zostało serce. Jak poważną stratą jest absencja Marcina Wasilewskiego? - Tracimy nie tylko zawodnika na boisku, ale także element kadry, który jest ważny również poza murawą. Ten człowiek naprawdę dbał o atmosferę, a jego pełen zaangażowania sposób gry sprawiał, że nastrajał resztę drużyny. - Wasilewski to nieformalny Pana zastępca w reprezentacji? - To człowiek, który potrafi ruszyć i sumienie, i porozmawiać po męsku. - Od kogo dowiedział się Pan o koszmarnej kontuzji kolegi z bloku obronnego zespołu narodowego? - W niedzielę zadzwonił do mnie przyjaciel z Brukseli, który na co dzień jest kibicem Standardu Liege. Był zszokowany zachowaniem zawodnika swojej drużyny. Powiedział, że z premedytacją brzydko został sfaulowany "Wasyl" i nie będzie mógł długo grać. - Po tym telefonie włączył Pan internet, aby obejrzeć sceny dramatu Wasilewskiego? - Zadzwonił jeszcze grający w Grecji polski bramkarz Arkadiusz Malarz i opowiedział jak to wyglądało. Po tym co usłyszałem stwierdziłem, że nie chcę na to patrzeć. - Zdania w reprezentacji Polski są podzielone, niektórzy zawodnicy uważają, że sprawca kontuzji Wasilewskiego powinien zostać dożywotnio zdyskwalifikowany? - Kara powinna być surowa, bo konsekwencje faulu są ogromne. W sumie jestem daleki od oceniania, bo być może to była tylko chwila, w której ten człowiek nie potrafił powstrzymać emocji? - Niedawno dramatyczne chwile przeżywali mieszkańcy Aten, w związku z pożarami. Pan był bezpieczny? - Mój dom położony jest w bezpiecznej odległości od tych wydarzeń, ale widać było praktycznie czarne niebo, pełno dymu, czuć nieprzyjemny zapach spalonego drzewa. Niestety, sytuacja wymknęła się spod kontroli greckiemu rządowi. Najwyraźniej władze zostały przyłapane na lekkiej drzemce, bowiem część sprzętu, która miała pomóc w gaszeniu, była nieczynna. - Sytuacja była na tyle groźna, że dwa mecze zostały przełożone. - Tak, w tym spotkanie mojego klubu Olympiakosu z AEK Ateny na Stadionie Olimpijskim. Nikt nie myślał o oglądaniu spotkań piłkarskich w momencie, gdy ludzie tracili dorobek całego życia. - Na koniec przyjemniejszy temat - znów Pan zagra w Lidze Mistrzów, a w elitarnych rozgrywkach zadebiutuje też Pana brat bliźniak Marcin (APOEL Nikozja). - Dla niego jest to spełnienie marzenia i duże przeżycie, tym bardziej, że jest piłkarzem po 30. roku życia, podobnie jak Kamil Kosowski. APOEL nie będzie faworytem swojej grupy, ale być może sprawi jakąś niespodziankę na swoim stadionie. Ja z kolei szósty sezon będę rywalizował w Lidze Mistrzów. Naszym celem jest wyjście z grupy. Murowanym faworytem będzie Arsenal Londyn. W Muehlheim rozmawiał Radosław Gielo CZYTAJ TAKŻE: Ludovic Obraniak: Nie ma się czego bać Kuba: Zagramy dla "Wasyla", to twardy facet!