Futbolowy bon mot, że zwycięskiego składu się nie zmienia, nie jest chyba młodemu trenerowi Barcy szczególnie bliski. Pep Guardiola czuje, że w drużynie konieczne są zmiany. "Czuje" to słowo oddające sytuację idealnie, bo bez wahania ogłasza, że choć nie ma żadnych przesłanek piłkarskich, on chce się pozbyć Samuela Eto'o. "Mogę się mylić, ale przeczuwam, że najlepiej dla Barcelony będzie, jeśli Eto'o odejdzie" - mówi powołując się na swoje doświadczenia piłkarskie, z których wynika, że po tak niewyobrażalnym sukcesie, drużynie konieczny jest nowy impuls. Dlaczego Eto'o, a nie o cztery lata starszy Henry? Kwestia charakteru. Francuz jest dobrym duchem drużyny, Eto'o to człowiek krnąbrny, nie panujący nad złością i językiem. W połowie poprzedniego sezonu w jednym z wywiadów dla prasy francuskiej przyznał, że jest w Barcelonie tylko najemnikiem, a miłością obdarzył Mallorkę. Zrobił też aluzję do Leo Messiego mówiąc o piłkarzach, którzy z zapałem całują emblemat na koszulce, póki ktoś inny nie da im miliona więcej. Wydawało się jednak, że wszystkie grzechy Kameruńczyk odpracował na boisku. Jest w klubie 5 lat, w minionym sezonie jego 36 goli było fundamentem potrójnej korony, a więc także one uczyniły z Guardioli najlepszego debiutanta w historii futbolu. Eto'o był jednym z liderów drużyny, i jednym z największych pracusiów na boisku, a firmowa bramka w meczu sezonu z Manchesterem stała się jego punktem zwrotnym. Mimo to Pep jest zdeterminowany i to do tego stopnia, by wymiana z Interem za Ibrahimovica kosztowałaby jego klub aż 45 mln euro! Te 45 mln to miara złości, jaka zebrała się w trenerze Barcelony, bo używając języka rynku są to napastnicy o tej samej wartości (w tym samym wieku i z tej samej półki). Dlatego dywagacje o tym, że Barca nie jest w stanie przedłużyć kontraktu z Eto'o, bo natknęła się na mur chciwości Kameruńczyka - jest nonsensem absolutnym. Wymiana na Ibrahimovica będzie trzy razy kosztowniejsza, bo po pierwsze zarabia on w Interze 12 mln za sezon (Eto'o w Barcy "zaledwie" 7,5), po drugie kwota, jaka trzeba dopłacić jest wręcz szokująca, a po trzecie nie jest pewne, czy w szatni zapanuje idylla, bo i Szwed ma trudny charakter. Guardiola, bez wahania, bierze jednak to wszystko na siebie i za 12 miesięcy zostanie rozliczony. Minął czas na rozpamiętywanie potrójnej korony, przed Barceloną kolejny wyścig, który może zmienić sytuację o 180 stopni. Po 12 miesiącach Świąt Bożego Narodzenia, gdzie rozemocjonowana wynikami i stylem gry drużyna bez trudu rozkochała w sobie cały świat, Guardiolę czeka kawał ciężkiej i na pewno bardziej prozaicznej roboty. A tu jeszcze wielki rywal pod bokiem uzbroił się kosztem 210 mln, i wcale nie jest pewne, czy na tym skończył. Zamiast więc wyluzowanego dziecka szczęścia, które w 12 miesięcy pracy osiągnęło wszystko, widzimy zafrasowanego trenera stojącego przed dylematami trudniejszymi niż w zeszłym roku. Wtedy usunięcie z klubu Ronaldinho, Deco, a nawet Eto'o było czymś oczywistym. CZYTAJ I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO!