Od "farbowanych lisów" przez "ja nie jestem miękkim ch...robiony" - lista gaf popełnionych publicznie przez Franciszka Smudę bulwersowała Polskę przez ostatnie 2,5 roku. Miliony ludzi odczuwało zdumienie, że na czele drużyny narodowej można było postawić człowieka tak "chropowatego", którego polszczyzna pozostawia tyle do życzenia. Za 8 dni to wszystko nie będzie miało znaczenia. Smuda rozpoczyna misję specjalną, jaka nie była udziałem najwybitniejszych polskich szkoleniowców z Kazimierzem Górskim na czele. Gra jego drużyny na Euro 2012 może być rodzajem zbiorowej terapii dla 40 milionów ludzi. Sukces piłkarzy nie zmieni życia Polaków, ale poprawi ich samopoczucie i samoocenę. Choć zabrzmi to absurdalnie, w czerwcu gole Roberta Lewandowskiego i Kuby Błaszczykowskiego są nam potrzebne tak samo jak drogi, lotniska i hotele. Polska nie stanie się dzięki nim krajem lepszym, ale na pewno weselszym. To właśnie teraz nadszedł czas na cuda, których od 2,5 roku domagali się od Smudy kibice. W 270 minut selekcjoner może odpokutować za wszystkie błędy, które popełnił. Gdyby poprowadził drużynę do ćwierćfinału, lub dalej to, co zrobił, z czym się nie zgadzaliśmy i na co wyklinaliśmy, ukaże nam się w nowym świetle. Wyniki meczów z Grecją, Rosją i Czechami zdefiniują Smudę na nowo, jako trenera i jako rodaka. Jeśli przegra, zostanie skazany na niechęć i zapomnienie, jeśli wygra urośnie do roli bohatera. To zakrawa na szaleństwo, że współczesny świat nadaje aż taką moc skórzanej kuli toczącej się po boisku. Wyniki Euro 2012 zweryfikują Smudę i jego pracę. To selekcjoner zostanie poddany najostrzejszemu egzaminowi, piłkarzom kibice wybaczą i tak nie ma w Polsce lepszych. Smuda zaczyna przygodę swojego życia, która zakończy się zwycięstwem lub klęską. Nie będzie okoliczności łagodzących, ani rozwiązań pośrednich. Dziś wiadomo tylko tyle, że selekcjoner uczył się i nie zawsze podejmował złe decyzje. Obiecywał kadrę bez graczy naturalizowanych, by niemal natychmiast przyznać się do błędu. Polanski, Perquis, Obraniak i Boenisch to dziś piłkarze podstawowej jedenastki, jeśli pomogą drużynie, splendorem podzielą się z selekcjonerem. W ich sprawie Smuda był twardy jak skała pokonując opór wewnętrzny i zewnętrzny. Sławomir Peszko deklarował przecież, że woli przegrywać z Polakami, niż wygrywać z obcokrajowcami. Dziś nie ma w drużynie Peszki. Pomocnik FC Koeln stał się ofiarą zawziętości Smudy. Kiedyś był jego ulubieńcem, to jemu jedynemu selekcjoner darował pijacki skandal po meczu reprezentacji. Z drugiej szansy Peszko też nie skorzystał dostarczając dowodu, że dla niego Euro 2012 nie jest sprawą życia i śmierci. Lista "odstrzelonych" przez Smudę jest krótka, ale treściwa: Boruc, Żewłakow, Peszko, Iwański. O powołanie dla bramkarza Fiorentiny dopominało się pół Polski, choć nawet najzagorzalsi wielbiciele Boruca przyznawali, że przypadek podwładnego, który nazywa publicznie przełożonego "Dyzmą" jest kuriozalny. Rolą trenera jest zbudowanie silnej drużyny, a nie grupy posłusznych chłopców zasypiających na klaśnięcie w dłonie. Nie zmienia to jednak faktu, że dyscyplina, choć nie jest celem nadrzędnym, ma fundamentalne znaczenie. Doskonale podsumowuje to zdanie wypowiedziane przez Kubę Błaszczykowskiego w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że ten kto upija się w nieodpowiednim czasie i miejscu nie jest żadnym twardzielem, ale człowiekiem mającym kłopoty ze sobą. Wybór kapitana drużyny był jedną z pierwszych kontrowersyjnych decyzji Smudy. Inteligencji, ogłady, ani poprawnej polszczyzny Błaszczykowskiego nie dało się kwestionować, krytycy upierali się, że jest za grzeczny, więc nie nadaje się na lidera, zwłaszcza w środowisku futbolowym. Tymczasem delikatny Błaszczykowski ma za sobą doświadczenia, które przezwyciężyć mogą wyłącznie herosi. Patrząc na człowieka noszącego dziś symboliczną opaskę, kibic reprezentacji może być pewny, że ta wielka szansa, jaką jest Euro 2012 nie zostanie przebalowana, lub roztrwoniona w głupi sposób. To Błaszczykowski wymógł na Smudzie, by wbrew swoim przekonaniom postawił na Marcina Wasilewskiego w środku obrony. Dziś, mimo technicznych ograniczeń obrońcy Anderlechtu, wydaje się on najlepszą opcją. Selekcjoner ustąpił też w kilku innych podstawowych sprawach. Gdy pytano go o zatrudnienie psychologa, wypalił w swoim stylu, że nikt w jego zespole nie jest chory psychicznie. W praktyce potrafił jednak uszanować potrzeby piłkarzy, psycholog był z drużyną na zgrupowaniu w Austrii. Nad ich kondycją czuwał sztab fizjologów. Smuda jest "chropawy", ale nie głupi. Czy te wszystkie fakty złożą się jak puzzle w sukces drużyny? Takiej pewności nie ma żaden z selekcjonerów przybywających do Polski i na Ukrainę. A najmniej ten, który ze swoim "dziełem" nie miał okazji zagrać choćby jednego meczu o stawkę. Smuda może czuć się jak spadochroniarz, lub saper po zaliczeniu wszystkich wymaganych kursów. Nadszedł czas sprawdzić się w warunkach bojowych. 270 minut na boisku podczas Euro 2012 uczyni Smudę innym człowiekiem. Przynajmniej w oczach jego rodaków. Dariusz Wołowski Czytaj blog Darka Wołowskiego i dyskutuj z autorem o piłce nożnej