To było zaledwie kilka lat temu. W sierpniu 1999 reprezentacja Hiszpanii po golach Morientesa i Munitisa pobiła drużynę Janusza Wójcika 2:1 (bramka Hajty). Na towarzyski mecz do Polski przyjechał legendarny bramkarz Barcelony Andoni Zubizarreta. Wykorzystałem okazję, by pogadać o lidze hiszpańskiej, bo za parę tygodni Real i Barcelona znów stawały w szranki. Zubizarreta wyglądał na człowieka zachwyconego rozwojem Primera Division. Kilka razy podkreślał, że różnica między dwoma potęgami, a resztą klubów stale się zmniejsza. Na potwierdzenie jego słów w kolejnym sezonie najlepszym klubem w Hiszpanii było Deportivo la Coruna, potem w latach 2002 i 2004 plecy parze kolosów pokazała Valencia. Za wysiłek związany z pogonią za Realem i Barceloną oba kluby zapłaciły jednak wysoką cenę. Najpierw Deportivo (pamiętacie ćwierćfinał LM wygrany z Milanem 4:0?) popadło w kryzys i przeciętność, z której teraz próbuje się wykaraskać. Sytuację ekonomiczną Valencii można określić jednym słowem: "katastrofa". Klub ma 547 mln euro długu, strata w ostatnim sezonie wyniosła 70 mln. Nowy prezes Manuel Llorente ogłosił właśnie plan ratunkowy. Ma podnieść wartość akcji o 92 mln, wziąć kredyt na 200 mln, by dokończyć nowy stadion. Nie obejdzie się bez wyprzedaży graczy, to jedyna nadzieja finalisty Ligi Mistrzów z 2000 i 2001 roku. CZYTAJ DALEJ I DYSKUTUJ O ARTYKULE Z DARKIEM WOŁOWSKIM!