Co nam mogą powiedzieć dziś Jose Mourinho i Rafa Benitez? Że wiedzą o futbolu tyle, iż nie są w stanie porozumieć się z nami? Że czuliby się jak Albert Einstein wobec dzieci zafascynowanymi piłką spadającą pod własnym ciężarem? Dziś nic nam już powiedzieć nie mogą. Mourinho miał w Interze możliwości nieograniczone. Wyczarował z nich drużynę silną, zdyscyplinowaną, regularną, w której cały geniusz skupia się w nogach Zlatana Ibrahimovica - serbskiego Szweda chorującego przewlekle na muchy w nosie. Manchester rozbił ten Inter w proch i pył nie pozostawiając nawet złudzeń, że z dziesięciu meczów dałby mu wygrać choć jeden. Równie mechanicznemu futbolowi hołduje od pięciu lat FC Liverpool. Tam w piłkarskim laboratorium Rafaela Beniteza powstaje bezwzględny plan jak unieszkodliwić rywala używając do tego talentów Torresa, Kuyta, albo, Gerrarda. Benitez wie o piłce tyle, że zdarza mu się przechytrzyć siebie samego. Inter już nigdy nie zagra z Liverpoolem, to Mourinho i Benitez usiądą do partyjki przesuwając piłkarzy jak pionki. Niejeden puchar przed nimi, niejeden triumf? W tej trudnej chwili na scenie pojawia się Pep Guardiola, 38-latek, debiutant, który ma związane ręce, bo przychodzi mu prowadzić drużynę o wyrazistym i zdefiniowanym stylu. Do tego sposobu gry wszyscy są tak przywiązani, że rozstrzelaliby debiutanta, gdy odważyłby się postawić siebie ponad Messiego. W rzymskim finale Champions League Guardiola nie usiadł do partyjki z Fergusonem, tylko Messi pojedynkował się z Ronaldo. Wszystko odbyło się na naszych oczach, a nie gdzieś w zakamarkach gabinetów i szatni. Przeżyliśmy to razem z nimi, Guardiola i Ferguson wydali nam na to zgodę, podczas gdy Benitez, czy Mourinho schowaliby wszystko zazdrośnie przed głodnym piłkarskich tajemnic światem. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1721634">CZYTAJ DALEJ I DYSKUTUJ O ARTYKULE Z DARKIEM WOŁOWSKIM!!</a>