Dopiero po prawie godzinie piłkarze "Białej Gwiazdy" opuścili szatnię, a jako pierwszy wyszedł z niej, jeden z najbardziej doświadczonych graczy krakowskiego klubu, Kazimierz Moskal. - Wiadomo było, że to zwycięstwo daje nam w 100 procentach mistrzostwo Polski i każdy chciał wygrać ten mecz, żeby to osiągnąć - stwierdził Moskal. - Okazuje się, że remis też dawał nam tytuł, ale przed własną publicznością wygraliśmy i to jest najważniejsze. Mi osobiście trochę ten tytuł mniej smakuje, bo grałem mniej niż dwa lata temu, kiedy zdobywałem je po raz pierwszy. Chwilę po Moskalu, bez koszulki, ale za to z szalikiem na szyi w drzwiach pojawił się Marcin Baszczyński. - Jestem szczęśliwy tak samo jak przy zdobywaniu pierwszego i trudno mi to opisać słowami - wyjaśniał reprezentacyjny obrońca. - Na pewno męczyliśmy się z Widzewem, ale muszę trochę zwalić na porę rozgrywania tego meczu, bo fatalnie się grało w takim upale. Liczy się jednak wynik, efekt końcowy. Bardzo chcieliśmy zdobyć ten tytuł w Krakowie, by było to nasze wspólne święto. Teraz najbardziej myślimy o urlopach i wypoczynku. Kamil Kosowski zagrał w meczu z Widzewem przez 74 minuty, kiedy to został zmieniony przez Grzegorza Patera. - O powód zmiany trzeba pytać trenera. Wiadomo, to był mecz walki, każdy dał z siebie wszystko. Może akurat trener widział, że ja już nie dam rady - tłumaczył popularny "Kosa", który jest bardzo zadowolony z prawie zakończonego już sezonu. - Bardzo udanie zagraliśmy w europejskich pucharach, zdobyliśmy tytuł i Puchar Polski czyli dwa cenne trofea krajowe. Teraz będzie walka o Ligę Mistrzów. - W szatni po meczu lało się bardzo dużo szampana. Ogólnie szampana nie lubię, napiłem się tylko dwa łyki - opisywał atmosferę w drużynie Kosowski. - Jest to moje drugie mistrzostwo, dlatego nie smakowało tak jak pierwsze, ale jestem bardzo szczęśliwy. - Bardzo się cieszę, że już praktycznie jest koniec sezonu. W Poznaniu będą mogli już zagrać dublerzy i mam nadzieję, że tak trener postąpi - dodał piłkarz, uchylając się od odpowiedzi na pytanie o jego dalsze sportowe losy. - Nie odpowiem na to pytanie, bo nie wiem - rzucił krótko pomocnik. Chyba jednym z najradośniejszych graczy krakowskiej Wisły był Adam Piekutowski. Golkiper ten wywalczył miejsce w składzie dzięki kontuzji Angelo Huguesa, ale miał bardzo udaną końcówkę i przyczynił się wywalczenia mistrzostwa. - Cieszę się, cieszę się bardzo i trudno mi to określić - powiedział Piekutowski. - Bardzo jestem zadowolony, że mogłem dołożyć jakąś cegiełkę i pomóc drużynie w zdobyciu tego mistrza, a o reszcie nie myślę - życie pokaże co będzie. Teraz się cieszymy i to jest najważniejsze - dodał bramkarz, a otaczający go koledzy krzykiem apelowali do selekcjonera Pawła Janasa: "Paweł powołaj go". <A href="http://sport.interia.pl/galerie/zdjecia?par=NDA5NQFXaXOzYSBLcmFr83cgbWlzdHJ6ZW0gUG9sc2tpATABMA==">Zobacz galerię z mistrzowskiej fety na stadionie Wisły Kraków.</A>