Wynik na zakończenie spotkania mógł być jednak zupełnie inny. Piłkarze obu drużyn nie potrafili jednak utrzymać własnej przewagi do końca spotkania. Najpierw do remisu doprowadzili gospodarze, w drugiej połowie zaś goście. Całkiem niespodziewanie, to bełchatowianie świetnie rozpoczęli mecz. Już w 6. minucie podopieczni Oresta Lenczyka zdobyli pierwszą bramkę. Z lewej strony precyzyjnie zacentrował Tomasz Wróbel, Carlo Costly ubiegł obrońcę kielczan w polu karnym i po uderzeniu głową skierował piłkę do siatki. Utrata gola mocno podłamała wiarę gospodarzy. Co prawda zawodnicy Jacka Zielińskiego - tym razem trener Korony mecz spędził... na trybunach, ze względu na karę nałożoną przez Wydział Dyscypliny PZPN - próbowali ze wszystkich sił odrobić straty, ale dobrze w obronie prezentowali się piłkarze GKS. Częściej przy piłce byli zdecydowanie kielczanie, ale znacznie dojrzalej do przerwy wyglądali bełchatowianie. Zawodnikom Korony w końcówce pierwszej połowy dopisało jednak szczęście. W 39. minucie fatalny kiks wykonał Maciej Stolarczyk, dzięki czemu Marcin Robak znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Napastnik gospodarzy zdecydował się na natychmiastowe uderzenie, a Łukasz Sapela źle wyczuł intencję strzelca i był remis. - Bardzo ważny moment spotkania, dobrze, że udało się zdobyć tego gola przed przerwą - przekonywał po spotkaniu Robak. I rzeczywiście, na drugą część meczu kielczanie wybiegli na boisko z wyraźnie większymi nadziejami. Kibice mogli poczuć lekkie "deja vu" sprzed kilkudziesięciu minut - piłka szybko wpadła do tej samej bramki, jednak tym razem za pomocą gospodarzy. W 49. minucie w polu karnym doszło do małego zamieszania, piłkarze na chwile stracili orientację co do losów piłki, a tą najszybciej zdołał wypatrzyć Andrius Skerla i wślizgiem wpakował futbolówkę do siatki. I tym razem to GKS Bełchatów musiał gonić wynik. Zdobycie wyrównującego gola gościom przyszło jednak zdecydowanie szybciej niż gospodarzom. W 56. minucie arbiter podyktował karnego za faul Sasina na Wróblu, czym podjął mocno kontrowersyjną decyzję. Jedenastkę na gola - dwukrotnie, bo za pierwszym razem piłkarze wbiegli w obszar "szesnastki" i sędzia nakazał powtórkę - zamienił z zimną krwią Dariusz Pietrasiak. Do końca spotkania obie drużyny dążyły do przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść. Bliżej uzyskania trzech punktów byli zawodnicy Korony, jednak w końcówce spotkania nie wykorzystali dwóch dobrych sytuacji. Marcin Drzymont minimalnie chybił, a szarżę Macieja Kowalczyka powstrzymał Sapela... Powiedzieli po meczu: Orest Lenczyk: Był to dla nas łatwy mecz, ale po prezencie "mikołajkowym" zrobiło się 1:1. Obie bramki straciliśmy po swoich błędach. Pomyślałem wtedy, że zawodnicy zapomnieli, że są w-ce mistrzami Polski. Mecz przypominał walkę dwóch bokserów, którzy dali sobie "po buzi" i zakończyli pojedynek remisem. Arkadiusz Kaliszan (II trener Korony): Do momentu zdobycia bramki przez Robaka graliśmy słabo, bez wiary. Potem to się na szczęście zmieniło i doprowadziliśmy jeszcze do prowadzenia. GKS wyrównał po dość wątpliwym rzucie karnym. Najbardziej żałuję sytuacji Maćka Kowalczyka z końcówki. Bramka byłaby świetnym zwieńczeniem naszego trudu, jaki włożyliśmy w ten mecz.