Ten mecz nie był jednak dla solenizanta łatwy i przyjemny, wręcz przeciwnie "Kazek" miał w środę pełne ręce roboty. - Spodziewał się pan takiego meczu, że będzie często musiał swoimi interwencjami w obronie zażegnywać niebezpieczeństwo pod własna bramką? - Powiem szczerze, że po usunięciu z boiska zawodnika Odry (czerwona kartka dla Wojciecha Grzyba już w pierwszej minucie za faul taktyczny - przyp. red.) i strzeleniu przez nas bramki wydawało nam się, iż jest już po meczu, że już go wygraliśmy. Rzeczywistość okazała się jednak inna. W drugiej połowie siły się wyrównały ("czerwień" dla Michała Świstaka w 60. min - przyp. red.) i zaczęła się niepotrzebna nerwówka. Wystarczyło strzelić drugą bramkę, a Odra na pewno spuściłaby z tonu. - Po zejściu Świstaka zaczęliście grać bardzo nerwowo. Z czego to wynikało? - Jak już mówiłem, po pierwszej połowie uwierzyliśmy, że mamy wygrany mecz, tym bardziej, że Odra ostatnio przegrała z Górnikiem Łęczna 0:5. Uznaliśmy, iż dlaczego grając w dziesiątkę mają osiągnąć lepszy wynik i sądziliśmy, że też strzelimy im kilka bramek. Były ku temu sytuacje, których nie wykorzystaliśmy, przez co końcówka była niepotrzebnie nerwowa. - Paradoksalnie to właśnie w końcówce mieliście najlepsze sytuacje do podwyższenia rezultatu, po uderzeniu Piotra Bani, który z połowy boiska próbował lobować Mariusza Pawełka, czy strzale Tomasza Moskały, po którym piłka trafiła w poprzeczkę. - Odra postawiła wszystko na jedną kartę i mogliśmy wyprowadzać kontry. Drugi gol na pewno by ich ostudził, ale nie udało się nam go zdobyć. Na pewno jednak cieszymy się, że z trudnego wyjazdu wracamy bogatsi o trzy punkty. To był nasz cel i udało się go osiągnąć. Paweł Pieprzyca, Wodzisław Śląski