"To był dla mnie szok. Nie mieściło mi się to w głowie" - dodał Karwan, który obecnie broni barw Arki Gdynia. "Nie decydowały o tym względy sportowe, tyle mogę powiedzieć. Dodam też, że byliśmy w poważnym konflikcie" - stwierdził piłkarz. "Trener miał do mnie pretensje, bo uważał, że więcej czasu poświęcam na żelowanie włosów niż na solidne ćwiczenia. Kompletnie absurdalny zarzut. Od tamtego czasu zostałem odsunięty na boczny tor. Byłem tak niszczony, że jak drużyna zdobywała w Zabrzu mistrzostwo, nie mogłem z nią świętować. Wdowczyk kazał mi bowiem jechać na mecz rezerw Legii do Pruszkowa. Przez osiem lat gry w Warszawie nie spotkało mnie takie upokorzenie. Przez ten cały czas w klubie nie było też tak fatalnej atmosfery, jak wtedy, gdy zdobywaliśmy mistrzostwo. Oczywiście duża w tym zasługa ówczesnego szkoleniowca" - wyznał Karwan. "Wdowczyk na spotkaniu z kibicami mówił jedno, potem w szatni podczas rozmowy z zawodnikami wypierał się swoich słów, choć doskonale wiedzieliśmy, że nie mówi nam prawdy. Dokonał też kilku dziwnych transferów, które do dziś odbijają się Legii potężną czkawką. Nikt o tym głośno nie mówi, ale tak jest. Proszę mnie dobrze zrozumieć, ja nie chcę tu wylewać żalów i wypłakiwać się jaki jestem biedny. Pragnę tylko jednego - by ludzie dowiedzieli się jak to wszystko wyglądało. Teraz mam do Wdowczyka obojętny stosunek. Cieszy mnie tylko jedno - gdy mnie gnębił, do końca zachowałem klasę. Nie dałem mu się sprowokować" - zakończył Karwan.