"Jesteśmy dumni z tego zespołu. Osiągnęły sukces specyficzny, ponieważ to pierwszy medal w historii polskiej piłki kobiecej, na dodatek od razu złoty. Przymierzały się do niego potęgi, m.in. reprezentacje Hiszpanii i Niemiec, jednak nasze dziewczyny udowodniły, że są nie tylko piękne, ale też pięknie grają w piłkę" - powiedział podczas niedzielnej prezentacji w Warszawie "złotej drużyny" sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki. Polki wywalczyły awans do ME w turnieju rozgrywanym na przełomie marca i kwietnia w Austrii. Wygrały tam z drużynami Irlandii 2-1, Norwegii 3-0 i zremisowały z zespołem gospodarzy 1-1 (to była druga runda kwalifikacji, wcześniej "Biało-czerwone" zajęły drugie miejsce w turnieju na Słowacji). W czterozespołowym finale w Nyonie zespół Zbigniewa Witkowskiego najpierw pokonał Belgię 3:1, a w meczu o złoty medal wygrał 28 czerwca z faworyzowaną Szwecją 1:0. "Graliśmy z gigantami piłki kobiecej. W Polsce futbol uprawia sześć tysięcy dziewcząt, tymczasem w Szwecji czy Norwegii - 100 tysięcy, a w Niemczech około miliona" - przypomniał Witkowski, podkreślając jednak, że sukces jego drużyny w żadnym razie nie był przypadkiem. "Już wcześniej mówiłem, że naszym celem jest awans do finałowej czwórki. Później twierdziłem, iż jeśli pokażemy to wszystko, co ćwiczymy na treningach, możemy sięgnąć po złoto. Pracowałem z tymi dziewczętami już w kadrze narodowej U-15. Dzięki temu mamy wyćwiczone do perfekcji schematy atakowania, obrony, gry z kontrataku, stałe fragmenty itd. Świetnie, że mogliśmy trenować razem od dawna" - podkreślił Witkowski. Sukces zawodniczek jest tym większy, że w finale ze Szwecją (1-0) musiały sobie radzić bez kontuzjowanej kapitan, podpory defensywy Katarzyny Gozdek. "Przeżywałam wielkie nerwy, patrząc na finał z boku. Wcześniej dużo rozmawiałam z koleżankami, mobilizowałam jak mogłam" - przyznała Gozdek, która rozpoczynała grę w piłkę od rywalizacji z chłopcami. "Praktycznie wszystkie tak zaczynałyśmy. Później była już dziewczęca kadra wojewódzka i mistrzostwa poszczególnych województw. Po tym turnieju powstała reprezentacja U-15" - dodała. Niektóre piłkarki, jak Patrycja Michalczyk, wciąż grają z chłopcami (w tym przypadku w Nysie Kłodzko). "Miksty też są dobre dla rozwoju dziewcząt uprawiających futbol" - przyznał trener Witkowski. Obserwatorzy turnieju zachwycali się m.in. Ewą Pajor. 17-latka z klubu Medyk Konin została okrzyknięta "Leą Messi". Do słynnego Argentyńczyka porównano ją także na oficjalnej stronie UEFA. Z kolei bohaterką finałowego meczu ze Szwecją była zdobywczyni bramki Ewelina Kamczyk. Trener Witkowski ceni ich umiejętności, ale dodaje, że o sile jego zespołu decydują wszystkie piłkarki. "Każda z dziewczyn stanęła na wysokości zadania. My nie uzależniamy naszej gry od jednej czy dwóch zawodniczek. Oczywiście, są indywidualności, jak Ewa Pajor czy Paulina Dudek, ale naszym atutem jest wszechstronność. W ośmiu ostatnich meczach aż siedem różnych zawodniczek strzelało dla nas gole" - podkreślił selekcjoner. Jak dodał, wspólnie z podopiecznymi oglądają dorosły futbol zarówno mężczyzn, jak i kobiet. "Na przykładek Ewelina Kamczyk i Ewa Pajor kibicują Cristiano Ronaldo. Moim idolem jest Messi, a ulubioną drużyną Barcelona, więc - mówiąc żartem - są między nami drobne spięcia" - uśmiechnął się Witkowski. Większość jego podopiecznych już znajduje się w kręgu zainteresowań zagranicznych klubów. W Polsce kobiecy futbol, choć rozwija się dynamicznie, nie może jeszcze oferować takich warunków jak na Zachodzie. Polskie zawodniczki, jeśli chcą z żyć z gry w piłkę, to głównie w klubach zagranicznych. W kraju muszą godzić treningi z inną pracą. Sukces drużyny Witkowskiego może jednak pomóc w większym zainteresowaniu ze strony kibiców i sponsorów. Krokiem milowym byłaby również organizacja mistrzostw Europy 2017 - Polska jest jednym z kandydatów. "To wielkie wyzwanie, ale jesteśmy gotowi. Dziewczyny dały nam ogromny atut. Teraz wszyscy wiedzą, że mamy nie tylko świetne stadiony, ale też umiemy grać na wysokim poziomie w piłkę. Staramy się o organizację turnieju, choć chętnych jest wielu i o sukces będzie naprawdę trudno" - przyznał Maciej Sawicki.