Aleksandrów Łódzki, 20-tysięczne miasteczko położone kilka kilometrów od Łodzi To właśnie tam w 1957 roku przyszedł na świat Włodzimierz Smolarek, a 24 lata później - syn Euzebiusz. Dziś większą popularnością w rodzinnym mieście cieszy się ten drugi. To bezsprzeczny wzór dla tamtejszej młodzieży. Gdy reprezentacja gra z Ebim w składzie, wszyscy siadają przed telewizorami. Gdy podbiega do piłki, wszyscy mocniej ściskają kciuki. - To nasz chłopak, z Aleksandrowa - podkreślają mieszkańcy. Nieważne, że mieszkał tam do piątego roku życia. Są z niego dumni. Cenią chyba bardziej, niż ojca. Ale to odosobniony przypadek. Stawić czoła legendom Andrzej Iwan - wybitny strzelec Wisły Kraków, w reprezentacji 29 spotkań i 11 goli. Kazimierz Kmiecik - złoty medalista z Monachium, trzecie miejsce w MŚ, dla Wisły ponad 150 bramek. Ryszard Tarasiewicz - 58 spotkań w kadrze, grał we francuskich Nancy i Lens. Adam Musiał - ponad 200 meczów w Wiśle, 34 w reprezentacji, trzecie miejsce w MŚ. Cała czwórka pomogła swoim synom zostać piłkarzami. Zapomnieli o jednym. O przekazaniu talentu. - Bardzo szanuję to, co osiągnął tata. Ale nie zamierzam przez całe życie pozostawać w jego cieniu - przyznał swego czasu Grzegorz Kmiecik, dziś piłkarz drugoligowego Tura Turek. - Przez to, że mój ojciec był sławnym piłkarzem, muszę zasuwać na treningach dwa razy więcej od pozostałych. Żeby udowodnić, że w drużynie nie jestem po znajomości - żalił się kiedyś Bartosz Iwan, obecny zawodnik Piasta Gliwice. Pozostała dwójka osiągnęła jeszcze mniej. Daniel Tarasiewicz gra w czwartoligowej Ślęzy Wrocław, a Maciej Musiał bardzo szybko zakończył karierę. Iwan senior już wkrótce, jeśli wszystko dobrze pójdzie, będzie mógł cieszyć się z gry syna w Ekstraklasie. Takie powody do radości ma dziś Marian Janoszka, zwany "Ecikiem", był ikoną Ruchu Radzionków. Teraz jego syn - Łukasz strzela bramki dla Ruchu Chorzów. - Porównań do taty nie znoszę - przyznaje młody Janoszka. - Ale one ciągle się pojawiają. Nie da się od nich uciec. Nawet na treningach, gdy coś mi nie wyjdzie, to koledzy śmieją się, że ojciec lepiej by się zachował. - Bartkowi nazwisko przeszkodziło w Wiśle. Skomplikowało trochę jego sytuację - opowiada nam Andrzej Iwan. - Gdyby kilka lat temu pracy nie stracił trener Kasperczak, syn otrzymałby szansę. W sprawy zawodowe Bartka na co dzień nie ingeruję. Z tego, co wiem, on też by sobie tego nie życzył. Podchodzę do tematu z dystansem, nie wcinam się - dodaje. Syn trenera - Staram się robić swoje, ale co chwilę słyszę docinki, że robię karierę dzięki nazwisku ojca - twierdzi Jakub Kosecki, syn Romana. Z takimi opiniami przed czterema laty spotkał się też Maciej Musiał, który jako 29-latek znalazł się w sztabie szkoleniowym Adama Nawałki w Wiśle Kraków. - Warunkiem przyjęcia oferty było zapewnienie Nawałki, że tata nie maczał w tym palców. Nie chciałem pracy dzięki układom - mówił wówczas. Niewielu w to jednak wierzyło, bo jego ojciec i Nawałka to bliscy przyjaciele. Zdarzało się, że ojcowie nie kryli się z tym, że faworyzują synów. W Polsce przypadków było kilka. Gdy Pogoń Szczecin prowadził Piotr Mandrysz, szybko sprowadził swojego syna Roberta. Jarosław Wieczorek w pierwszoligowej Odrze debiutował za kadencji ojca Ryszarda i po latach poszedł za nim do Korony Kielce. Do Wodzisławia Bartłomieja Sochę sprowadzał ojciec-menedżer Edward (były piłkarz). Natomiast za kadencji Edwarda Lorensa w Ruchu Chorzów często szansę otrzymywał Michał, syn trenera. Europa zna jeszcze kilka podobnych przypadków. W reprezentacji Chorwacji grał Niko Krancjar, a dowodził nią ojciec Zlatko. Podobnie jest na Słowacji, gdzie kadrę prowadzi Vladimir Weiss, gra zaś w niej jego syn, również Vladimir. Lepszy od taty O tym, że synowie nie zawsze znajdują się w cieniu ojców, pokazują zagraniczne przykłady. Jest i jeden... półpolski. Waldemar Podolski grał w Polsce przez wiele lat, z Szombierkami Bytom zdobył nawet mistrzostwo kraju. Osiągnięciom syna Łukasza dorównać jednak nie jest w stanie. Podobnie jest w rodzinie Busquetsów. Sergio z Barceloną świętuje sukcesy, z kadrą zdobył już mistrzostwo świata. Tata mu zazdrości, bo w Barcelonie był rezerwowym bramkarzem. W naszym kraju do walki z legendami ojców - po Smolarku, Terleckim czy Koźmińskim - podchodzą kolejni. - Jeśli jeszcze nie jest lepszy ode mnie, to na pewno będzie - przekonuje Maciej Szczęsny. On wyrobił sobie markę, ale tylko na krajowym podwórku. Syn Wojciech już dziś jest rezerwowym bramkarzem Arsenalu, regularnie powoływanym przez Franciszka Smudę. Kolejne przykłady? Wspomniany Kosecki czy choćby 17-letni Patryk Kubicki (ojciec Dariusz rozegrał 46 spotkań w kadrze). Co łączy tę dwójkę? Grają w ŁKS-ie, który lubuje się właśnie w takich piłkarzach. W kadrze klubu jest też Kamil Bendkowski, syn Witolda, a na dniach ma dołączyć Witold Ziober, syn Jacka. - To zwykły przypadek. Na pewno nie jest to nasze główne kryterium przy wyborze zawodników - uśmiecha się trener Andrzej Pyrdoł. Bardzo dobrze zapowiada się też młodzież, grająca na co dzień za granicą. Wśród nich są choćby Kamil Wałdoch czy Damian Onyszko. I choć było blisko tego, żeby wybrali grę dla innych (kolejno dla Niemiec i Danii), to nie chcą zawieźć ojców. Pierwszy krok już uczynili, zdecydowali się na Polskę. Teraz swoją klasę muszą jeszcze udowodnić na boisku.