Syn właściciela w zarządzie łódzkiego klubu jest już od dłuższego czasu. Od czerwca 2008 roku pełni funkcję wiceprezesa, teraz ma nowe obowiązki. - Ale nie pełnię roli dyrektora sportowego, a koordynuję prace pionu sportu z ramienia zarządu - wyjaśnia serwisowi INTERIA.PL. Mateusz Cacek na tym stanowisku zastąpił Marka Zuba. Ten, co prawda w Widzewie był fatalnym trenerem, ale transferów dokonywał dobrych. To on sprowadził do klubu m.in. Macieja Mielcarza, Dudu, Darvydasa Sernasa, Marcina Robaka czy ostatnio Bruno Pinheiro. - Swoje obowiązki wypełniał bardzo dobrze, co przełożyło się na rozwój sportowy klubu. Mimo to, przez wiele lat był niedoceniany przez media i kibiców. Cieszy więc, że chociaż teraz zbiera pochlebne, w pełni zasłużone oceny - twierdzi wiceprezes Widzewa. Jego wybór na następcę Zuba wzbudził wiele kontrowersji. Kibice są niezadowoleni z tego, że młody i zupełnie niedoświadczony człowiek ma odpowiadać za transfery. "Ma takie doświadczenie, jak większość z nas - kupował piłkarzy w grach komputerowych" - kpią na forach internetowych fani łódzkiej drużyny. - Moim zadaniem nie jest roztrząsanie słusznych czy niesłusznych komentarzy, tylko dobre wypełnianie powierzonych mi obowiązków. Bardziej zależy mi na wynikach, niż na pochlebstwach - odcina się Cacek od nieprzychylnych mu opinii. - Będziemy kontynuować dotychczasową politykę transferową. Działamy według wypracowanych zasad procesu transferowego, w którym uczestniczy wielu specjalistów, w tym sztab szkoleniowy, sztab medyczny, a także władze klubu. Nic nie zmienia się w tym zakresie. Najważniejsza dla nas jest konsekwencja w działaniu i kontynuacja tego, co już zostało zrobione - zdradza. - Z pewnością będę uczestniczył w oglądaniu ciekawych zawodników podczas meczów, zanim potwierdzimy nimi nasze zainteresowanie i uruchomimy proces transferowy. Tu jednak będę się bardzo liczył z opinią osób, które mają wieloletnie doświadczenie w sporcie. Moim najważniejszym zadaniem jest jednak nadzór nad całością i narzucanie odpowiedniego tempa pracy - kończy Cacek.