Bytomianie - gościnnie występujący w chorzowskim "kotle czarownic" - nie zamknęli bram przed przyjezdnymi. Ci co prawda - to efekt klubowo-kibicowskich sporów - nie organizują oficjalnych wyjazdów na spotkania ligowe Legii poza Warszawą, ale akurat do Chorzowa wybrali się w sile niemal pół tysiąca. Bilety nabyli w kasach Stadionu Śląskiego bezpośrednio przed meczem (ratując być może meczowy budżet Polonii przed deficytem), a potem zasiedli na sektorach bynajmniej nie przeznaczonych dla sympatyków zespołów przyjezdnych. Od 3,5-tysięcznej grupy fanów bytomskich odgradzał ich co prawda kordon policji, ale obu stronom na żadnej konfrontacji bynajmniej nie zależało. Wręcz przeciwnie - mimo ogromu obiektu, doping obu grup był znakomicie słyszalny. - Dla wielu moich zawodników występ na tym stadionie to na pewno duże przeżycie. Pewnie już im więcej w życiu nie będzie to dane - mówił Jan Urban, szkoleniowiec Legii. - A my, w przeciwieństwie do Legii, jeszcze tu wrócimy - uśmiechał się Dariusz Fornalak. Trener Polonii miał na myśli oczywiście zbliżające się spotkania z Jagiellonią i ŁKS-em. Jego podopieczni w tym czasie - chyba niespecjalnie rozczarowani koniecznością gry na "Śląskim" zażywali rozkoszy odnowy biologicznej w "mitycznych" już wannach, saunach i jaccuzi na zapleczu stadionowych szatni. Dariusz Leśnikowski