"Działacze uznali, że nie jestem wobec nich szczery, bo nie podałem nazwisk osób dzwoniących. Ale przecież ja ich nie znałem. Naprawdę! - mówi w "Przeglądzie Sportowym" Romaniuk. "Nie chciałem bawić się w żadne spekulacje, bo w ten sposób łatwo kogoś skrzywdzić. Nie wiem na pewno kto dzwonił, a przecież to mogła być prowokacja - dodał piłkarz. Romaniuk ujawnił, że przed spotkaniem Polaru z Zagłębiem, ktoś dzwonił do niego z propozycją przegrania tego meczu przez zespół wrocławski. Zawodnik poinformował o telefonie włodarzy swojego klubu. "W Polarze niemal wszyscy piłkarze podpisali zobowiązania, że będą sygnalizować szefom klubu o wszelkich dziwnych propozycjach. Ja takiego papieru nie podpisałem, ale skoro widziałem, że dzieje się coś dziwnego, to naturalnym odruchem jest zgłoszenie sprawy trenerowi, czyli przełożonemu. On kazał mi czekać, a potem powiedział, że jeśli jeszcze raz zadzwonią, to mam stanowczo odmówić. I tak zrobiłem - opowiada w "PS" Romaniuk. Piłkarz nie rozumie dlaczego zrobiono z niego kozła ofiarnego. "Działacze Polaru toczą jakąś dziwną grę" - dodał zawodnik, zwracając uwagę, że informacja o domniemanej aferze korupcyjnej najpierw pojawiła się w ogólnopolskim dzienniku. "Ja nie widzę żadnych dowodów, ale działaczom (Polaru) chodzi głównie o to, żeby był wielki szum w mediach. I to im się udało" - powiedział Romaniuk w "PS".