Lech był w tym meczu lepszą i dojrzalszą drużyną. Stworzył więcej sytuacji bramkowych i mógł objąć prowadzenie. Cracovia starała się ile mogła, ale zaledwie jeden celny strzał w meczu pokazał, że formacje ofensywne "Pasów" potrzebują nowych, lepszych "armat". Przed meczem obawiano się, jak w trudnych warunkach pogodowych poradzą sobie piłkarze obu drużyn. Na stadionie przy Kałuży, podobnie zresztą jak w całym Krakowie zalegał świeży zmarznięty śnieg. Usuwanie go z murawy trwało do ostatnich minut przed gwizdkiem. Za łopaty śnieżne chwycili nawet... piłkarze. Sławomir Olszewski i Krzysztof Radwański - rezerwowi "Pasów" na ochotnika zgłosili się do odśnieżania. Wbrew obawom spotkanie na zmrożonej murawie nie było najgorsze. W pierwszej połowie gra była dość płynna, choć widać było, że zawodnicy nie do końca pewnie czują się w zimowej aurze. Dotyczy to zwłaszcza graczy ofensywnych Lecha. Sławomir Peszko i Robert Lewandowski nie trafili bowiem do siatki Marcina Cabaja w sytuacjach, w których zwykle nie mają z tym problemu. Za każdym razem w starciu z napastnikami gości wzorowo spisywał się golkiper "Pasów". Cracovia częściej była przy piłce, lecz takich okazji nie stwarzała. Najlepszą szansę miał Kamil Witkowski, lecz gdy zbierał się do oddania strzału, zablokował go Arboleda (najlepszy piłkarz Lecha w pierwszej połowie). W szatni piłkarze Lecha musieli chyba dostać poważną reprymendę od trenera Franciszka Smudy, bo od początku drugiej połowy rzucili się do ataku. Zaowocowało to trzema świetnymi sytuacjami.Mieli je kolejno Wojtkowiak, Rengifo i Lewandowski. Znów refleksem musiał popisywać się Cabaj. Cracovia co jakiś czas ruszała z atakami, ale zawodziło dogranie piłki do napastników. Mecz przerwano w 70 minucie, gdyż padający śnieg spowodował zasypanie linii bocznych i sędzia nakazał ich odśnieżenie. Trwało to jednak krótko i po chwili można było wznowić grę. Zaraz po tym, korzystając z coraz trudniejszych warunków atmosferycznych strzału spróbował Hernan Rengifo, lecz Cabaj był znów na posterunku. Swoją stuprocentową sytuację miała Cracovia w 77 minucie. Nowak przedarł się przez obronę Lecha i podał w pole karne do Pawlusińskiego. Pomocnik gospodarzy w dogodnej sytuacji trafił tylko w boczną siatkę bramki Turiny. Ta sytuacja zemściła się na piłkarzach Artura Płatka w 82. minucie. W chwili, gdy poza boiskiem leżał Szeliga pod pole karne krakowian popędził Djurdjević. Dostał on piłkę na 17. metrze i nie zastanawiając się huknął z lewej nogi. Piłka wpadła do bramki tuż przy słupku, a Cabaj nawet nie interweniował. Uradowany lechita popędził jak szalony w kierunku kibiców "Kolejorza", aby wraz z nimi świętować trafienie. Mimo usilnych starań i doliczenia aż pięciu minut do drugiej połowy, Cracovia nie zdołała wyrównać, ani nawet stworzyć zagrożenia pod bramką Lecha. Drugą bramkę mógł za to zdobyć "Kolejorz", gdy w zamieszaniu w polu karnym Cracovii piłkę wypuścił Cabaj. Wraz z ostatnim gwizdkiem arbitra, gracze Lecha padli sobie w ramiona. A piłkarzom Cracovii pozostało tylko ze zwieszonymi głowami zejść do szatni. Znów nie wygrali na własnym stadionie. Cracovia - Lech Poznań 0:1 (0:0) Bramki: 0:1 Ivan Djurdjević (82). Żółta kartka - Cracovia Kraków: Łukasz Tupalski, Marek Wasiluk. Lech Poznań: Dimitrije Injac, Ivan Djurdjević, Semir Stilić. Sędzia: Marcin Borski (Warszawa). Widzów 2 500. Cracovia: Marcin Cabaj - Przemysław Kulig, Piotr Polczak, Łukasz Tupalski, Sławomir Szeliga (84. Krzysztof Radwański) - Dariusz Pawlusiński (87. Jakub Snadny), Marek Wasiluk, Dariusz Kłus, Paweł Nowak, Tomasz Moskała (68. Bartłomiej Dudzic) - Kamil Witkowski. Lech Poznań: Ivan Turina - Grzegorz Wojtkowiak, Zlatko Tanevski, Manuel Arboleda, Ivan Djurdjević - Sławomir Peszko (85. Tomasz Bandrowski), Semir Stilić, Dimitrije Injac, Jakub Wilk - Robert Lewandowski (95. Marcin Kikut), Hernan Rengifo.