Dla Messiego udział w mundialu nie był przyjemnością, zawsze ze spuszczoną głową, wpatrzony w murawę, zamknięty w sobie i nerwowy. Pamiętam, że zły humor nie opuszczał go od Barcelony, gdzie zespół przygotowywał się do mistrzostw świata. Wielu już wtedy zastanawiało się, jaki los czeka reprezentację, w której rządzi anarchia, bo piłkarze klasy Messiego czy Javiera Mascherano stawiają pod znakiem zapytania każdą z zasad proponowanych przez ówczesnego trenera Jorge Sampaolego. Ostatni raz rozmawiałem z Messim w strefie mieszanej po ostatnim meczu rozegranym na mundialu przez Argentynę. To był, pamiętam, krótki dialog, bo Messi nie był w dobrej formie. Od debiutu jego zespołu w turnieju, niemal od pierwszej akcji, w której dotknął piłkę, geniusz z Barcelony czuł się osamotniony w ataku. Wtedy już przewidział rozwój zdarzeń, które sprawdziły się podczas rozgrywania 1/8 finału, choć mogły już w fazie grupowej. Od tamtej pory, mając za sobą cztery przegrane mundiale, Messi postanowił zapaść w głęboką ciszę. Uważam, że nie była to powtórka 2016 r., kiedy to w finałowym meczu Copa America, podczas konkursu rzutów karnych spudłował swój strzał. Powiedział wtedy, że nie będzie już grał w reprezentacji Argentyny, ale wkrótce potem uległ prośbom, nawet błaganiom swoich rodaków. Tym razem było inaczej, on po prostu zamilkł. Więcej czasu niż dotychczas spędzał z rodziną w Barcelonie. Moim zdaniem, chciał przekonać się - daleko od presji i zgrupowań przed meczami reprezentacji - czy miałby szansę na zdobycie w tym sezonie piątego pucharu Ligi Mistrzów. I muszę przyznać, że wcale nie nadarzyły się warunki do tego, aby Messi mógł spokojnie wrócić do reprezentacji. Drużyna nie ma nawet dobrego trenera. Mając w różnych punktach świata takich ludzi jak Diego Simeone (Atletico Madrid), Mauricio Pochettino (Tottenham), Marcelo Bielsa (Leeds United) czy Marcelo Gallardo (dwukrotny mistrz Copa Libertadores, czyli południowoamerykańskiej Ligi Mistrzów, z River Plate), na ławce trenera posadzono Lionela Scaloniego, osobę bez żadnego doświadczenia, jedynie przez krótki czas członka zespołu trenerskiego Sampaolego. Mimo to Messi, wciąż krytykowany przez niewielką grupę argentyńskich kibiców (bezsensownie porównujących go do Diego Maradony), z urazem prawej pachwiny, która dokucza mu od dawna (ale nie przeszkadza w grze, czego przykładem była owacja kibiców Betisu po cudownym golu podczas ostatniego meczu ligowego Barcy) postanowił wrócić do reprezentacji i rozegrać dwa ostatnie spotkania towarzyskie przed Copa America - wielkim turniejem w Brazylii, który rozpocznie się 14 czerwca. Messi lubi Scaloniego (obaj są kibicami Newell's Old Boys), mieli dobre relacje podczas minionego mundialu. Jednak piłkarz odetchnął z ulgą, kiedy na dyrektora reprezentacji Argentyny AFA (Argentyńska Federacja) wybrała 80-letniego Cesara Luisa Menottiego, trenera reprezentacji, która w 1978 r. wygrała mundial. Menotti zapowiedział już, że jego pracy nie będzie można niczego zarzucić. Zapowiedział, że do rozpoczęcia rozgrywek Copa America Scaloni pozostaje pod obserwacją. Podkreślił też, że spotkania towarzyskie, takie jak to rozgrywane przez Argentynę z Wenezuelą (dzisiaj w Madrycie) i z Marokiem (26 marca w Tangerze) "nie specjalnie się przydają" (objął funkcję, kiedy już były zaplanowane). Oświadczył, że będą szukać silniejszych rywali i że nie miało sensu powoływać Messiego na te mecze. Przyznam, że całkowicie się z nim zgadzam. Właściwie, jest niemal pewne, że po rozegraniu meczu z Wenezuelą Messi wróci do Barcelony. W Madrycie będzie miał jednak okazję spędzić kilka dni z młodymi zawodnikami. Skończyły się bowiem epoki udziału w reprezentacji Mascherano, Gonzalo Higuaina, Evera Banegi czy Lucasa Biglii. Uważam, że jego powrót można jedynie wytłumaczyć wielką miłością Messiego do argentyńskiej reprezentacji i marzeniami o zdobyciu w biało-błękitnej koszulce jakiegoś tytułu. Obawiam się jednak, że okoliczności nie sprzyjają spełnieniu tych życzeń. Sergio Levinsky