Książkę "Elek z Wielkich Hajduk" czyta się świetnie. Eugeniuszowi Lerchowi pomógł ją napisać Darek Leśnikowski, długoletni dziennikarz "Sportu", obecnie pracujący w wydawnictwie GiA. Z książki wybrałem dziesięć niezwykłości, które warto przypomnieć. 1. Niezwykły kilometr kwadratowy Eugeniusz Lerch urodził się w mieszkaniu przy ul. Wolności w Chorzowie. To tak jakby urodzić się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, przy Piotrkowskiej w Łodzi albo na Polach Elizejskich w Paryżu. To reprezentacyjna, najważniejsza ulica Chorzowa. Niemniej "Elek" czuje się i jest człowiekiem z Wielkich Hajduk, przeprowadził się tam jako dziecko, stamtąd też, z ulicy Piekarskiej, wywodzi się jego ojciec. Mama była z centrum Chorzowa, stąd narodziny przy ul. Wolności. Wielkie Hajduki... Kiedy będziecie wjeżdżać do dzielnicy pod mostem nad którym przechodzą tory łączące Katowice z Gliwicami pamiętajcie, że właśnie pod nim kontrakt pierwszy kontrakt podpisał młodziutki Gerard Cieślik. A jak już wjedziecie to pamiętajcie - nie ma drugiego kilometra kwadratowego w kraju skąd pochodzi tylu reprezentantów Polski i ligowych graczy: Bartoszkowie, Wodarz, Brom, Cieślikowie, Wyrobkowie, Piechniczek, Bula, Drzewiecki... 2. Pierwsza prawdziwa piłka To historia związana z wojną. Lwowska rodzina Frydrychów uciekła przed Sowietami ze Lwowa, dostali mieszkanie w Hajdukach. Mikołaj, syn lekarki z tego miasta (ojca zabiła niemiecka bomba), został przyjacielem małego "Elka". Jako jedyny w okolicy miał prawdziwą piłkę. Chłopcy biegali za restaurację "u Goldsteina", na chlewikach rysowali bramki i grali. Musieli uważać, bo obok, w stronę Katowic. płynęła Rawa. Piłka czasem do niej wpadała, zawsze udało się ją wyłowić. Gdyby się nie udało, być może - kilkadziesiąt lat później - wyłowiłbym ją ja. Rawa płynęła koło huty Baildon, w której pracowali moi rodzice. Ależ Eugeniusz Lerch miał fajne dzieciństwo... Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - <a href="https://sport.interia.pl/strefaeuro12?utm_source=program&utm_medium=program&utm_campaign=program">Oglądaj!</a> 3. Pierwszy raz na meczu W roku 1948 wznowiono rozgrywki ekstraklasy. Na Ruch przyjechała Garbarnia. Mały "Elek" zrobił co wielu bajtli wtedy robiło: przeskoczył przez płot stadionu i pacnął tyłkiem przy linii bocznej, wtedy to było jeszcze możliwe. A po meczu radosny biegł do domu jak na skrzydłach: Jan Przecherka zdobył zwycięską bramkę w ostatniej minucie; 4. Gerard Cieślik: "Przyjdź na trening" Czy może być lepsza zachęta? Jako 9-latek "Elek" pojawił się na zajęciach. Chłopaków oceniał m.in. Gerard Cieślik. Jednym z elementów selekcji był strzał z 11 metrów. "Elek" wpakował piłkę w okienko. "Przyjdź na trening" - usłyszał od mistrza. Nie przypuszczał wtedy, że zdąży z nim zagrać w jednej drużynie. Cieślik był nie tylko jego i rówieśników trenerem, opiekunem ale i... mikołajem: na zakończenie sezonu każdy dostawał jakiś prezent: proporczyk z meczów wyjazdowych albo tabliczkę czekolady; 5. Mieszkanie za bramki Eugeniusz Lerch zadebiutował w lidze w 1957 roku, pierwszego gola dla Ruchu zdobył w trzecim występie z Lechią Gdańsk. Na dekadę stał się podstawowym napastnikiem "Niebieskich", grał na środku ataku. W barwach "Niebieskich" rozegrał wiele fantastycznych meczów. A w 1960 roku zdobył z "Niebieskimi" mistrzostwo. A kiedy w listopadzie 1962 roku Eugeniusz Lerch zdobył oba gole w zwycięskim, prestiżowym meczu z Górnikiem Zabrze usłyszał od I sekretarza komitetu zakładowego, że za ten wyczyn należy się mieszkanie". Rzeczywiście: z poślubioną właśnie Leokadią Fingas (serdeczne pozdrowienia, przyp. aut.) dostał 30 metrów kwadratowych przy ul. Długiej. Co za radość: 400 metrów od miejsca, gdzie mieszkała mama i 200 metrów od miejsca gdzie mieszkał z rodzicami w czasie wojny. Własne mieszkanie w 1962 roku dla młodego małżeństwa - to było coś. 6. Kontakty zagraniczne W latach 50. i 60. piłkarze byli nielicznymi szczęśliwcami, którzy mogli zobaczyć coś więcej niż PRL. Wyjeżdżali na mecze, przywozili niezwykłe wspomnienia i pamiątki. Eugeniusz Lerch zjeździł prawie cały świat, w książce mnóstwo pięknych opowieści. W 1958 roku pierwszy trening z młodzieżówką przy sztucznym świetle na Hillsborough (w Polsce pierwszy mecz przy jupiterach odbędzie się dopiero rok później). Po meczu odbył się wspólny bankiet Anglików z Polakami. Naprzeciw Eugeniusza Lercha usiadł niejaki... Bobby Charlton. Na pamiątkę spotkania ofiarował autorowi nożyk, korkociąg i otwieracz do butelek. Eugeniusz Lerch ma je do dziś; Relacja audio z każdego meczu Euro tylko u nas - <a href="https://sport.interia.pl/relacje-euro-2020?utm_source=tekst&utm_medium=tekst&utm_campaign=tekst">Słuchaj na żywo!</a> 7. Niezdrowe mecze z Legią Pamiętne. Bolesne. W czerwcu 1959 roku podczas meczu z wojskowymi na skutek zderzenia z rywalem jelito przemieściło się w jamie brzusznej i - odbijając od kręgosłupa - pękło. Szybko do szpitala: chirurdzy ratują piłkarzowi życie. W następnym meczu z Legią, w maju 1960 roku po kopnięciu w głowę przez obrońcę, krew przez następną dobę puszcza się nagle ustami i nosem. W rewanżu - po ataku rywala znów pada na murawę: skręcenie kolana i naderwanie jednego ze ścięgien. Warszawscy dziennikarze wiedzą kto jest winny: on sam! "Idzie do piłki pełnym pędem, by nagle jakoś hamować iw rezultacie wpada niemal sam na gracza wykonującego ewolucję" - piszą. Śląscy dziennikarze na to: "jest rzeczą zastanawiającą dlaczego Lerch odnosi kontuzje właśnie w meczach z Legią . Zdaje się nie podlegać wątpliwości, że wojskowi, którym nie wiodło się w ostatnich meczach z Ruchem, kierowali się w stosunku do jednego z najlepszych jego piłkarzy widoczną złośliwością". Legia chciała Eugeniusza Lercha jako poborowego; kiedy na Cichej dowiedzieli się o tym natychmiast załatwili mu etat w kopalni Kleofas gdzie pracował jego ojciec . Został pomocnikiem spawacza; 8. Pele W 1960 roku na Górny Śląsk przyjechał słynny Santos. W meczu ze kadrą Śląska wygrał 5-2, szalał mistrz świata Pele. Eugeniusz Lerch zagrał w tym meczu , wśród 100 tysięcy widzów była mama piłkarza. "Trudno było przebić się przez brazylijski mur kierowany przez Mauro" - pisze "Elek". Cóż to wtedy była najlepsza klubowa drużyna świata... Pele po meczu głaskał z uznaniem Edwarda Szymkowiaka, że ten puścił jedynie pięć goli; 9. Edward Szymkowiak To dla wielu ludzi interesujących się piłką - także dla mnie - najlepszy bramkarz w historii polskiego futbolu. Eugeniusz Lerch miał na niego jednak niezwykły patent; zwyczajnie umiał strzelać mu bramki. Dwa gole w sierpniu 1958, dwa gole w sierpniu 1959, dwa gole w sierpniu 1960 (w tym jeden wbity piętą), hat-trick w sierpniu 1961. Parę miesięcy później piłkarze Ruchu i Polonii spotkali się w Pałacu Kawalera w Świerklańcu. "Szczęście miałeś, bo byłem kontuzjowany" - uśmiechał się Szymkowiak grożąc Lerchowi palcem. Gol główką wbity w październiku 1962.Gol na Stadionie Śląskim wbity w maju 1963, kolejne strzelone we wrześniu 1963 i marcu 1966. Łącznie - aż trzynaście! 10. Australia Po grze w Ruchu i ROW-ie Rybnik przyszedł czas na saksy. Eugeniusz Lerch ponad rok grał w australijskim klubie Maribymong Polonia Melbourne, jednocześnie pracując w fabryce. Mógł zostać na stałe; zaoferowano pomoc w kupnie domu na raty i w sprowadzeniu rodziny. "Elek" dostał też propozycję od telewizji by komentować mecze piłkarskie podczas igrzysk w Montrealu. Wolał jednak wrócić do domu. Tęsknił. Ale już na zawsze zapamiętał, że można żyć inaczej niż w "demoludach"... *** To ledwie kilka wątków poruszonych w książce o "Elku". Warto ją przeczytać i przypomnieć sobie piękne historie sprzed lat.