W sobotnim spotkaniu na Kałuży popularny "Rocky" zdobył jedną z bramek dla swojej drużyny. - Wreszcie przerwaliście serię ośmiu porażek, z pewnością jesteście zadowoleni. - Po pierwszym meczu z Amiką i po drugim spotkaniu z Zagłębiem, gdzie wcale nie byliśmy gorsi, mieliśmy "doła". W pojedynku z Cracovią wywiązaliśmy się z założeń taktycznych i dopisała nam skuteczność, czego nie było wcześniej. Wyprowadziliśmy trzy kontry i padły trzy bramki. - Poza tym potrafiliście się podnieść. Przegrywaliście najpierw 0:1, potem 1:2, a jednak to wy zainkasowaliście trzy punkty. - Wyszedł tutaj charakter zespołu. Po dwóch porażkach przyjechaliśmy na "gorący" teren do Krakowa i wyjeżdżamy z kompletem "oczek". Po cichu liczyliśmy na remis, a udało nam się sprawić niespodziankę. Trzeba mieć dużo odwagi, aby przy tak wspaniałej publiczności, jaka zasiadła na Kałuży, pokonać Cracovię. - Szczególnie, że jak powiedział wasz trener Ryszard Wieczorek, co pół roku musi od nowa budować zespół. - W drużynie jest kilku młodych zawodników, dlatego odpowiedzialność za wynik spoczywa na paru bardziej doświadczonych piłkarzy, jak ja, Jasiu Woś czy Wojtek Grzyb. Na nas spoczywa największa presja. Gdy przegrywamy mecze, to całym zespołem, ale wtedy trener do nas ma największe pretensje, że w trudnym momencie nie pociągnęliśmy gry drużyny. To nas trochę bolało, dlatego bardzo się cieszę z tego zwycięstwa. Swoją bramkę dedykuję synowi Denisowi, który właśnie skończył sześć lat. - Odra w końcu wygrała, to może wrócą słynne "cieszynki", które pan przecież zapoczątkował. - W sobotę miała być "cieszynka", ale ponieważ w przerwie letniej byłem blisko Cracovii i mogę tutaj zagrać za pół roku czy rok, to wolałem nie palić za sobą mostów. A ofertę Odry wybrałem, bo chciałem po prostu grać. Paweł Pieprzyca, Kraków