W 1985 roku to gol strzelony przez Garekę reprezentacji Peru dał Argentynie awans do mistrzostw świata w Meksyku. Sam napastnik na turniej jednak nie pojechał, bo w ostatniej chwili wypadł z kręgu zainteresowań selekcjonera. Dowodzeni przez Diego Maradonę Albicelestes kilka miesięcy później wrócili do ojczyzny z tytułami mistrzów świata. Nieobecność w Meksyku Gareca określał jako największe rozczarowanie w karierze. Na udział w turnieju, tym razem w roli szkoleniowca, musiał czekać kolejne 32 lata. - Misja wykonana, dziękuję - powiedział trener po zwycięstwie za sprawą goli Jeffersona Farfana i Christiana Ramosa. - Udało nam się osiągnąć coś wielkiego dla całego kraju. Nie brakowało emocji - dodał. Gareca pracuje z reprezentacją Peru od 2015 roku. Na początku miał wielu przeciwników, bo wszyscy wypominali mu gola z 1985 roku. Szybko jednak z grupy młodych i uzdolnionych piłkarzy potrafił stworzyć zgrany zespół. - Początek był trudny. Zawsze potrzeba trochę szczęścia, a ja jestem osobą, która w nie wierzy. Najważniejsza jednak pozostaje praca - podkreślił szkoleniowiec. Choć już w 2015 zdołał osiągnąć z Peru półfinał Copa America, początek eliminacji mistrzostw świata był trudny, a w sześciu pierwszym meczach jego podopieczni zdołali odnieść tylko jedno zwycięstwo. Punktem zwrotnym okazała się siódma seria spotkań, gdy porażkę 0:2 z Boliwią trybunał sportowy południowoamerykańskiej federacji zamienił w zwycięstwo 3:0 (wśród rywali wystąpił nieuprawniony gracz). To podniosło morale piłkarzy na tyle, by ci ukończyli całe eliminacje na piątym miejscu, gwarantującym baraż z Nową Zelandią. Środowy mecz w Limie był dla Peru dziesiątym bez porażki. Takiej serii tamtejsza reprezentacja nie miała jeszcze nigdy w 75-letniej historii swoich występów. br