Zdruzgotany porażką 0-5 kibic "Królewskich" napisał na forum dziennika "Marca", że histeryczna radość w Katalonii przypomina mu święto Trojan po pozorowanym odstąpieniu Greków od oblężenia ich miasta. Zwycięzcy byli tak pijani ze szczęścia, że za namową Sinona, wbrew przestrogom Kasandry i Laokoona wciągnęli do swojej twierdzy drewnianego konia. O tym, że niekontrolowana euforia prowadzi do zguby wie dobrze Pep Guardiola. Już na konferencji prasowej po wielkim zwycięstwie Barcelony nad Realem starał się tonować nastroje. "Nie jesteśmy najlepszą drużyną w historii, ani nie zagraliśmy meczu doskonałego" - powiedział dodając, że spodziewa się, iż ranny i upokorzony wielki rywal z Madrytu tak naprawdę groźny stanie się dopiero teraz. "Real ma naturę wojownika, naturę wojownika ma też jego trener. Pozbierają się po tym ciosie szybciej niż ktokolwiek z nas się spodziewa" - ostrzega trener Barcelony. Dodał, że bez porównania większą tragedią byłoby, gdyby to Barca przegrała 0-5. "My, Katalończycy jesteśmy urodzonymi pesymistami, więc znacznie trudniej byłoby nam się po czymś takim podnieść". Słowa Guardioli brzmiały jak wołanie na puszczy. Od poniedziałku, nie tylko przez prasę hiszpańską, ale także światową przewalił się wielki hymn pochwalny na cześć klubu z Katalonii. Krytyczny wobec wielu zjawisk w dzisiejszym futbolu trener lidera ligi francuskiej Didier Deschamps uważa, że model barceloński jest we współczesnej piłce niedoścignionym wzorem. "Manita", którą wymierzyła Barca Realowi na Camp Nou zbiegła się z uroczystościami na cześć jedynego hiszpańskiego laureata "Złotej Piłki". Luis Suarez zdobył ją w 1960 roku - jako piłkarz Barcelony, ale już kilka miesięcy później sprzedano go do Interu za rekordowe wówczas 142 tys funtów. Największe sukcesy odnosił w Mediolanie pod wodzą Helenio Herrery (dwa triumfy w Pucharze Europy 1964 i 65) twórcy catenaccio, z którym z oczywistych powodów porównuje się dziś Jose Mourinho. Nawet Suarez, choć jak mówi uwielbia Xaviego Hernandeza, niezbyt rozumie sposób gry drużyny Pepa Guardioli. "Zanudziłbym się na boisku, gdybym musiał wymieniać tyle podań". Dzisiejszy lider Katalończyków uchodzi za jego spadkobiercę, a jednak sędziwy Suarez przechwala się, że miał lepszą wizję gry i zdobywał więcej goli. To drugie jest oczywiście prawdą. W chwili swojego wielkiego triumfu Katalończycy odwołali się jednak do bardziej współczesnych symboli niż Suarez. Już na konferencji po meczu z Realem Pep Guardiola podziękował Johannowi Cruyffowi i Carlesowi Rexachowi - uważając ich za twórców idei wyznawanych przez jego klub i drużynę. "Bez nich, nie byłoby nas". W czasie żałoby wsparcia autorytetów potrzebował także Real. Prezes Florentino Perez przywołał wzór Alfredo di Stefano, by myśląc o nim drużyna podniosła się z kolan. Znacznie mniej nostalgiczny był oczywiście Jose Mourinho. Trener Realu przyznał, że 0-5 stoi mu ością w gardle, tak jak Barcelonie porażka z jego Interem w półfinale poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Już na konferencji prasowej na Camp Nou Mourinho powiedział, że z niecierpliwością wygląda spotkania z Valencią i żałuje, iż nie jest ono jutro, ale dopiero w sobotę. Sobota nadeszła. Bez oczekującego na operację pleców Gonzalo Higuaina Real podejmuje na Santiago Bernabeu Valencię akurat w chwili, gdy w Pampelunie skończy się mecz Barcelony z Osasuną (jeśli w ogóle dojdzie do skutku, bo strajkują pracownicy lotnisk). W ostatnich czterech starciach na Reyno de Navarra Katalończycy wygrali zaledwie raz. Zawsze przeżywali tam męki. Poza tym niezwykle rzadko udawało im się wygrać kolejny mecz po zwycięstwie w Gran Derbi. Gdyby dziś z nadmiaru euforii powinęła im się noga, Real mógłby odrobić straty z Camp Nou niemal natychmiast. Po tym co stało się w poniedziałek prasa w Katalonii obwieściła, że Primera Division nie jest ligą dwojga, ale jednego. Faktycznie lanie, które zafundowała Realowi Barca wskazywało, że drużyna Guardioli w Hiszpanii nie ma sobie równych. Do końca wyścigu o mistrzostwo zostało jednak aż 25 spotkań, a różnica 2 pkt jest minimalna. Na koniec wrócę do słów owego kibica Realu, któremu ostatni "El Clasico" przypomina wojnę trojańską. Przewidywał on, że jeśli jego klub poradzi sobie z upokorzeniem i odzyska pozycję lidera, nie odda jej do końca sezonu. Najsłodsze zwycięstwa rodzą się w bólach. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim! Wyniki, terminarz i tabela hiszpańskiej Primera Division