Jesień 2004 roku była prawdziwą pucharową klapą w wykonaniu zespołów z Polski. A miało być tak pięknie ... W poprzednim sezonie Groclinowi bądź Wiśle zabrakło tylko jednego punktu, by w eliminacjach Ligi Mistrzów Polskę reprezentowały dwa zespoły. "Biała Gwiazda" nie potrafiła jednak wygrać ani jednego spotkania z broniącą się przed spadkiem norweską Valerengą, natomiast ekipa z Grodziska nie była w stanie nawet raz zremisować z Girondins Bordeuax, mimo że wcześniej podopieczni Dusana Radolsky'ego odprawili z kwitkiem Herthę Berlin oraz Manchester City. Liczyliśmy na to, że taka sytuacja tej jesieni się nie powtórzy. Wisła miała wreszcie zapewnić sobie miejsce w Lidze Mistrzów, natomiast Lech, Amica i Legia miały udanymi występami w Pucharze UEFA, zbierać punkty do rankingu. Rzeczywistość okazała się brutalna... Uśmiech z twarzy rozgorączkowanych kibiców i działaczy wymazał wynik losowania III rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Mistrz Polski o swój prestiż i wypełnienie klubowej kasy musiał walczyć z Realem Madryt. Pogrążony w głębokim kryzysie, najbardziej utytułowany klub na świecie zagrał jednak bez taryfy ulgowej. "Królewscy" bez wysiłku dwukrotnie ograli (2:0 i 3:1 - przyp. red.) wiślaków, odgrażających się wcześniej po kanonadzie z WIT-em Tbilisi. Podopieczni Henryka Kasperczaka najgorsze mieli jednak dopiero przed sobą... Wisła Kraków "Wybacz mamo, w******* nas Dynamo" - transparent o tej jakże wymownej treści wywiesili kibice Cracovii podczas derbów z Wisłą. Owszem, złośliwości w nim co niemiara, ale i wiele prawdy. Wulgaryzm zawarty w tym haśle pozwolimy sobie zamienić na wyraz "wywaliło". Tak więc: słynne na całą Polskę Dynamo Tbilisi: - wywaliło mistrza Polski z europejskich pucharów; - wywaliło do góry nogami budżet Wisły na sezon 2004/2005; - wywaliło zarząd spółki Wisła Kraków SSA; - wywaliło z głów piłkarzy manię wyższości; - wywaliło (???) trenera Henryka Kasperczaka z posady. Co jeszcze wywali porażka z Gruzinami? Przekonamy się za kilka dni, kiedy to z Hawajów wróci właściciel Bogusław Cupiał. To on w piłkarskim klubie z ul. Reymonta w Krakowie może wywalić każdego... Legia Warszawa Teoretycznie najmniej pretensji za pucharową klapę możemy kierować pod adresem stołecznej drużyny. Na początku europejskiej przygody legionistów było lekko łatwo i przyjemnie. Wicemistrzowie Polski dwukrotnie "rozgrzali" się grając z gruzińskim FC Tbilisi (1:0 i 6:0), ale - jak się później okazało - była to marna rozgrzewka. Kiedy los przydzielił im Austrię Wiedeń, byliśmy zdumieni hurraoptymizmem wśród piłkarzy i działaczy Legii. Ci, po nieznacznie przegranym pierwszym meczu w Wiedniu (Włodarczyk nie strzelił z 2 metrów do pustej bramki!), chyba zapomnieli o tym, że mistrz Austrii ma budżet czterokrotnie wyższy od Legii, a w swojej kadrze takich piłkarzy, jak Blanchard (Francuz grał w Juventusie), Sionko i Vachousek (reprezentanci Czech), Dheedene (Belg grał z Wisłą w barwach Anderlechtu), Vastic, Fernando Santos, pomijając kontuzjowanych akurat wtedy Gilewicza i Ratajczyka. Na stadionie przy Łazienkowskiej oglądaliśmy już drużyny nieco odmienione w stosunku do meczu w Wiedniu. Austria pokazała prawdziwe oblicze, natomiast Legia niestety potwierdziła, że skromna porażka na Praterze była wynikiem jedynie zlekceważenia legionistów przez rywali. Emocji nie wytrzymali właściciele klubu i z pracą pożegnał się Dariusz Kubicki. Późniejsze perturbacje z czeskim trenerem (z szacunku do klubu nie będziemy już wymieniać jego nazwiska) nadają się bardziej do "Śmiechu Warte"... Lech Poznań Jedynie słowem KOMPROMITACJA można określić występ w Pucharze UEFA, zdobywcy Pucharu Polski Lecha Poznań. Dwie porażki 0:1 z Terekiem Grozny upokorzyły lechitów, którzy mieli wielkie apetyty na fazę grupową europejskich rozgrywek. Podopieczni Czesława Michniewicza nie potrafili w dwumeczu strzelić bramki kopaczom z Czeczenii. Co więcej: nie potrafili stworzyć dogodnych sytuacji do zdobycia gola. W Poznaniu wzdychają teraz za czasami, kiedy "Kolejorz" walczył jak równy z równym z FC Barceloną, Panathinaikosem Ateny czy Olympique Marsylia. Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć jasno, że złote czasy poznańskiej piłki nie powtórzą się przez następnych kilka, a może i nawet kilkanaście lat. W Poznaniu od dawna mają większe chęci niż możliwości. Amica Wronki "Kuchennym" dawano przed sezonem najmniej szans na zwojowanie Europy, ale to właśnie oni najdłużej zagościli w pucharowych rozgrywkach. Z perspektywy czasu tak naprawdę wolelibyśmy jednak, aby w fazie grupowej zagrały łotewskie FK Venstpils lub węgierski Kispest Honved, które Amica wcześniej wyeliminowała. Pozbawieni zbędnego wysiłku podopieczni Macieja Skorży zaoszczędziliby sobie i kibicom późniejszego wstydu, a i w lidze pewnie zdobyliby więcej punktów. Tych bowiem do rankingu UEFA w starciach z Glasgow Rangers, Grazer AK, AZ Alkmaar czy Auxerre próżno szukać... TVN Do przegranych - obok wymienionych drużyn - trzeba również zaliczyć stację TVN, która zakupiła prawa do transmitowania meczów polskich drużyn w eliminacjach Ligi Mistrzów i w Pucharze UEFA. Wielkie pieniądzie, jakie stacja Mariusza Waltera przeznaczyła na zakup praw od firmy SportFive, wywalono w błoto. Jesienna ramówka stacji miała być podporządkowana piłce nożnej i gdyby Wisła i Legia dostały się do fazy grupowej Pucharu UEFA, z pewnością tak by się stało. Brutalna rzeczywistość sprawiła jednak, że mecze naszego jedynaka na europejskich stadionach (Amica) transmitowano w niszowej stacji TVN7. Osobny rozdział tych transmisji to żenujący poziom komentatorów. Można narzekać na Szpakowskiego, Jasinę czy wcześniej na Janusza Basałaja, ale oni przy piłkarskich "fachowcach" z TVN to "złotouści mistrzowie". Właśnie sposób komentowania - dostrojony do poziomu pucharowych reprezentantów naszej ligi - najbardziej pokazał, że imperium Waltera nie jest jeszcze przygotowane do pokazywania poważnych imprez sportowych.