Teraz prezes ma nieco wytchnienia, bo obecnie prowadzone są rozmowy transferowe. Witold Skrzydlewski w nich nie bierze czynnego udziału. - To jest sprawa pana Grajewskiego. Ile on euro wynegocjuje z piłkarzem, tyle euro będzie musiał przywieść - powiedział prezes dla Widzew.PL. Czym zatem będzie się teraz zajmował Witold Skrzydlewski? - Muszę zrobić porządek w tym klubie. Dopilnuję, żeby klubu nie rozkradziono - mówi. - Na początek zajmę się sprawą biletów. To jest ostatnio plaga polskich stadionów, że biletów sprzedanych jest o połowę mniej niż ludzi na stadionie - tłumaczy. Prezes ma już szczegółowy plan rozwiązania tego problemu. - Przede wszystkim zmieniliśmy miejsce drukowania biletów. Zmienimy też osoby, które stoją na bramkach. Sam osobiście tego nie sprawdziłem, ale ponoć ci ludzie chwalą się, że potrafią zarobić podczas meczu nawet 1000 złotych. To są nasze pieniądze - denerwuje się Skrzydlewski. - Zrobimy też porządek z trybuną dla VIP-ów. Nie będzie świętych krów. Mam już zapewnienia premiera, prezydenta miasta i wojewody, że każdy z nich karnet kupi. Podobnie będą musieli zrobić inni, również członkowie zarządu. Ja sam zresztą nigdy darmowego karnetu nie chciałem, zawsze sobie taki kupowałem - zapewnia. - Czasy darmowych wejściówek się skończyły! - dodaje. Poza sprawą biletów Witold Skrzydlewski ma zamiar także dopilnować, żeby klub wywiązywał się ze wszystkich bieżących zobowiązań. - Nie chcę drugi raz przeżywać takiej sytuacji jak przy załatwianiu licencji - mówi . - Żeby następnym razem nie było dramatycznych chwil już teraz trzeba zacząć ostro trzymać się pewnych reguł - tłumaczy Skrzdlewski - Myślę, że w tym pomoże mi to, że nie jestem takim zagorzałym kibicem i nie stawiam wyników sportowych ponad rachunek ekonomiczny - dodał prezes. Mimo niewątpliwego sukcesu jakim było załatwienie licencji, prezes Skrzydlewski pytany przez Widzew.PL czy drugi raz zgodziłby się zostać prezesem Widzewa przecząco kiwa głową. - Na pewno nie. Wielu ludzi klepało mnie po ramieniu i obiecywało pomoc, a gdy byliśmy w trudnej sytuacji to ich nie było - stwierdził. - Poza tym, jak do tej pory kibice za moje zaangażowanie odwdzięczyli się tylko rozwieszeniem klepsydr z moim nazwiskiem. Moja matka przez to złamała sobie rękę, bo gdy sąsiadka pokazała jej klepsydrę to zaraz poszła do firmy, żeby sprawdzić czy nic mi nie jest. Po drodze zemdlała i złamała rękę. Z ulicy odwiozło ją pogotowie - żali się. - Wie pan, ja nie chce być prezesem Widzewa przez lata. Chcę zrobić coś dobrego, pomóc trochę i uporządkować pewne sprawy. Potem wydam bankiet i odejdę - tłumaczy Skrzydlewski. - Trzeba wiedzieć kiedy odejść - podkreślił Skrzydlewski. Tomasz Andrzejewski,