Ledwie skończył 21 lat, już staje się materiałem na zbawiciela drużyny narodowej. Deszcz pochwał spadających na Wojciecha Szczęsnego po sparingu z Francją jest jednocześnie zawstydzającą listą zarzutów wobec jego kolegów z defensywy. Uchodzący za jednego z najzdolniejszych polskich obrońców Tomasz Jodłowiec, który odpowiada za stratę gola w niedzielnym sparingu z Argentyną, przeciwko Francji panikował jeszcze bardziej. A przecież nie miał za przeciwnika Karima Benzemy, ale napastników rezerwowych. Nie ma sensu pastwić się jednak nad jednym Jodłowcem. Kłopoty ze stoperami to dla Franciszka Smudy temat nienowy, wciąż jednak tak samo odległy od rozwiązania. Wywołuje to drżenie serca przy każdym, najbardziej nawet przypadkowym zagraniu w polskie pole karne. Trudno też rozpocząć kontratak lub atak pozycyjny, jeśli środkowi obrońcy boją się każdego kontaktu z piłką. Być może jedynym lekarstwem okaże się naturalizacja Manuela Arboledy i Damiena Perquisa - krzyczący wyrzut wobec stanu polskiej piłki. Pomocnicy zagrali w czwartek lepiej, choć ich noty zdecydowanie obniża Ludovic Obraniak. Mecz z Francją, tak szczególny dla gracza, w którym Smuda widzi rozgrywającego, był niestety jego kolejnym nieudanym sparingiem. Dariusz Dudka i Rafał Murawski to specjaliście od harówki, ta trójka rzadko potrafiła zdominować środek pola. To Francuzi prowadzili grę, Polacy ograniczali się przede wszystkim do biegania za piłką. Pomocnicy mieli też za mało przechwytów, stąd planowana przez Smudę gra wysokim pressingiem była właściwie marzeniem ściętej głowy. Siłą drużyny byli skrzydłowi. Adrian Mierzejewski i Kuba Błaszczykowski potrafili od czasu do czasu wygrać indywidualne pojedynki, zaskakując czymś żelazną defensywę Francuzów. A przecież jeden grał przeciwko Bacary'emu Sagna, drugi -Patrice'owi Evrze. Zdecydowanie za mało wsparcia miał Robert Lewandowski toczący trudne pojedynki z Erikiem Abidalem oraz Younesem Kaboulem, a po jego kontuzji Remim. Nawet gdy piłka dotarła do niego mógł odegrać ją głęboko do tyłu, lub wdawać się w drybling ze śladową szansą na powodzenie. Stąd Polacy nie stworzyli ani jednej czystej sytuacji pod bramką Cedrica Carrasso, zagrozili mu wyłącznie strzałami z dystansu. Mecz był szybki, ciekawy, na boisku działo się dużo, gracze Smudy pokazali serce do gry, charakter i umiejętności znacznie niższe niż ich rywal. Tak indywidualnie, jak i zespołowo. Reprezentanci Polski nie mają też żadnego oryginalnego pomysłu na rozegranie stałego fragmentu gry, wrzucali więc wysokie piłki w pole karne, gdzie Lewandowski toczył swój heroiczny, ale beznadziejny powietrzny bój z obrońcami. Sparing z Francją na rok przed Euro 2012 mógł zadowolić kibiców, ale też uzmysłowił im jeszcze raz, że atuty polskich piłkarzy wobec europejskiej czołówki to wciąż sprawa nadrabiania charakterem i uporczywym bieganiem za piłką. Wobec wyższej kultury i organizacji gry mogą podjąć walkę czekając, że na boisku stanie się coś zaskakującego. Po meczu z Francją polska drużyna i jej selekcjoner nie musieli świecić oczami tak jak po rozegranym rok temu sparingu z Hiszpanami (0-6). Porażka 0-1 wstydu im nie przynosi, powodów do dumy też jednak niezbyt wiele. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2092485">Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim</a>