Jednak nie o takim przełomie myślał zapewne trener reprezentacji Leo Beenhakker, który po porażce 0:3 w Mariborze dowiedział się o swojej dymisji za pośrednictwem mediów. Holender zapowiadał, że ostatnie cztery spotkania eliminacyjne jego zespół musi wygrać. Tymczasem w Chorzowie Polska zremisowała 1:1 z Irlandią Północną, co skomplikowało i tak niełatwą sytuację drużyny. Dlatego w Mariborze konieczne było zwycięstwo. Nie pomogły w przygotowaniach kadry kontuzje obrońców - Marcina Wasilewskiego, Tomasza Jodłowca, a w dniu meczu ze Słowenią - Pawła Golańskiego. O formie napastników selekcjoner wypowiadał się niezbyt pochlebnie. Do końca nie było wiadomo, czy zagra w środę Jakub Błaszczykowski, który z jednej strony zmagał się z drobnym urazem, z drugiej - na treningach prezentował się lepiej niż w meczach. "Ciśnienie" czuli też gospodarze. W meczowym programie pojedynek określili mianem "być albo nie być". Ale o ile Polakom sobotnie spotkanie o punkty z Irlandczykami raczej nie pomogło, to Słowenców podbudowała... porażka 1:2 w towarzyskim meczu z Anglią na Wembley, gdzie zespół Matjaza Keka zagrał w powszechnej opinii bardzo dobrze. Beenhakker wiele mówił o tym, że jego piłkarze muszą sobie poradzić z presją. Pod większym obciążeniem był chyba on sam, bowiem długo kazał na siebie czekać dziennikarzom po końcowym gwizdku. Co prawda były trener, a obecnie wiceprezes PZPN Antoni Piechniczek mówił po meczu, że z chłodną jego oceną trzeba poczekać, to w tym samym czasie prezes związku Grzegorz Lato za pośrednictwem telewizji ogłosił kres ery Leo. Holender na wieść o tym wydawał się być oburzony i szybko zakończył konferencję prasową. Mecz w Mariborze był też kolejną "bitwą w wojnie" kibiców z federacją. Ci pierwsi nie mogli pogodzić się z trudnościami jakie mieli, by zasiąść na trybunach. Biletów dla Polaków było zaledwie kilkaset. Oficjalnie - z powodu wyłączenia części widowni z użytku. Sporo polskich fanów załatwiło sobie wejściówki za pośrednictwem Słoweńców. Trybuny były w środowy wieczór pełne. "Przygoda się skończyła" - skomentował wynik Antoni Piechniczek. Skończyła dla kadry, żegnającej się z finałami MŚ, i trenera, żegnającego się z kadrą. Beenhakker opuszczał stadion smutny, rozczarowany, rozżalony formą podziękowania za trzyletnią pracę. Matjaz Kek mógł świętować swoje urodziny. A polscy kibice długo w nocy rozpatrywali przy szklaneczce piwa to, co się stało na stadionie Ljudski vrt w Mariborze. Czytaj także: Lato zwolnił Beenhakkera! El. MŚ 2010: Słowenia - Polska 3:0 Oceń Polaków po meczu ze Słowenią Kirm: Szkoda mi Pawła i "Łobo" Kibice przechytrzyli PZPN